Layout by Raion

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 59

Nie można cofnąć stra­conych dni, można je­dynie spra­wić, aby ko­lej­ne były pełne szczęścia i uśmiechu...

Stałam na balkonie o 3 nad ranem. Zastanawiałam się nad tym wszystkim. Kiedyś nie sądziłam że
będę tak szczęśliwa jak teraz. Mam wspaniałego narzeczonego, dwójkę dzieci, jestem gwiazdą światowej piłki w skrócie spełniło się moje największe marzenie. Może to i niektórym wyda się dziwne ale nie chciałabym już nic więcej od lasu. Chce po prostu być szczęśliwa, a przy Marco wiem że to może mi się udać.
Nie wiem dlaczego właśnie tam stałam ale wiedziałam że dzięki temu poczuję się lepiej. Czekałam aż wszyscy zasną aby mieć chwilę dla siebie. Usiadłam na balkonowym krześle i patrzyłam a to na gwiazdy a to na księżyc który nawet nie wiem dlaczego lubię tak podziwiać. To mnie uspokaja i sprawia że czuję się bezpieczna.Taka już jestem.
Nie wiedziałam co ze sobą zrobić więc postanowiłam się ubrać, śpiąca nie byłam więc było okej. Minęłam na paluszkach miejsce obok łóżka i po cichutku podeszłam do szafy i wyjęłam z niej ubrania. Związałam włosy w nieułożonego koka i po prostu wyszłam z mojej sypialni, zostawiając Marco samemu sobie. Na chwilę zaszłam do Dastina i Eleny, oboje spali więc spokojnie zeszłam na dół z nadzieją że nikogo nie obudzę. Elenka jak na malutkie dziecko była bardzo cicha i spokojna, a Dastin trochę przestraszony jak na pierwsze dni też był cicho i nie robił problemów.
Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki sok pomarańczowy, nalałam go sobie do szklanki po czym zanurzyłam w nim swoje usta. Zastanawiałam się co robić o tej porze tak aby nikogo nie obudzić. Stwierdziłam że najlepiej będzie jak włączę telewizję. Leciał tak jakiś niemiecki film. Położyłam się pod kocykiem i zaczęłam oglądać. Czas mijał w miarę szybko, nie zdążyłam się obejrzeć a było 8:00 rano. Nie słyszałam nikogo, ale wiedziałam że na pewno ktoś, ktokolwiek z nich już wstał. Postanowiłam się przejść na górę najpierw do dzieci a potem do Marco. Weszłam do pokoju dzieci, Elena jeszcze spała, ale Dastin siedział przestraszony na łóżku.
- Hej. - powiedziałam podchodząc do niego.
- Dzień Dobry.- powiedział pod nosem ale na tyle wyraźnie że usłyszałam.
- Chodź na dół. Nie będziemy budzić Eleny dobrze ??- zapytałam z uśmiechem do chłopca.
- Dobze.- odpowiedział, złapał mnie za rękę i razem zeszliśmy na dół do salonu.
- Pani mnie nie liubi prawda ?- zapytał piewszy siadając na kanapie.
- Dlaczego tak myślisz ??- zapytałam.
- Mama tak powiedziała.- chłopiec powiedział to a ja spojrzałam na niego tylko.
- Posłuchaj Dastin. Nie o to chodzi że ja cię nie lubię ale o to że cię po prostu nie znam. Jesteś synem Marco i ja to szanuję. Naprawdę. Nie przeszkadzasz mi i powiem ci że nawet się cieszę że tu jesteś. Musimy się do siebie przyzwyczaić i ja ci powiem że naprawdę chcę cię pokochać jak swojego synka. Naprawdę.
- Na selio ??
- Tak. Dastin ja naprawdę nie jestem przeciwko tobie.
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. Jesteś głodny ??
- Trochę.
- To zróbmy tak. Ty obudzisz Marco a ja pójdę po Elenę. Może tak być ??
- No jasne. Chodźmy szybko.- powiedział i ruszył truchcikiem ku górze.
Poszliśmy oboje najpierw po Marco. Otworzyłam cicho drzwi do pokoju. Marco spał sobie spokojnie.Wzięłam swoją poduszkę a drugą dałam małemu Dastinowi. Chłopak pierwszy przywalił Reus'owi na co ten zerwał się na równe nogi, a potem dostał kolejny raz. Po całym pokoju latały
pióra z poduszek. Stałam tylko i patrzyłam jak ojciec z synem uderzają się nawzajem poduszkami.
- Dobra. Dobra. Wygrałeś.- Marco krzyknął w końcu aby przerwać wojnę.
- Ja zawsze wygrywa. Mam to po tobie. - Marco poczuł się dumnie gdy jego syn wymówił te słowa.
- Idź zobacz czy twoja siostra już nie wstała. Proszę.- Reus wypowiedział te słowa i spojrzał na mnie.
- Dobrze tato.- odpowiedział i wybiegł z pokoju pełnego piór. Ja w tym czasie siedziałam na łóżku i obserwowałam całą sytuacje.
- No co ??-  Marco spojrzał na mnie.
- Nic. Tak podziwiam swojego narzeczonego.- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Nie jedna pewnie ci go zazdrości.- Marco usiadł obok mnie podniecając się z lekka.
- Ciekawe jakby zareagowały jakbym im cię oddała.- wypowiedziałam swoją myśl na głos.
- Nawet nie próbuj.
- Jak sobie życzysz.
- Jak tam Elenka ??
- Przespała cała noc w porównaniu do mnie.
- Nie mogłaś spać ?
- Skąd wiedziałeś ??
- Nie wiem. Tak jakoś miałem za dużo przestrzeń w łóżku.
- Nie mogłam spać.
- Co robiłaś ??
- A to byłam na balkonie, pooglądałam telewizję, porozmawiałam z Dastinem.
- I co ??
- Nic. Rozmawiałam z nim ogółem. Powiedziałam że nic do niego nie mam. Że wszystko się jako ułoży.
- Wiesz że jestem najukochańszą osobą w moim świecie ??
- Domyślam się.
- Ty id zobacz do dzieci a ja się ubiorę kochanie.- Marco z uśmiechem zaczął się przede mną obnażać.
- Już biegnę.- wybiegłam z pokoju śmiejąc się z tej sytuacji.
***
 & 2 lata później &


- Tato jeszcze nigdy nie byłem w Paryżu. - Dastin z uśmiechem trzymał Marco za rękę.
- Ja byłem, ale nie pamiętam kiedy.- Marco z uśmiechem spojrzał na mnie.
- Kochanie, nie wierze że już za tydzień będziemy mieć ślub.- powiedziałam do Marco trzymając go za rękę.
- Wiem kochanie.- powiedział całując mnie w skroń.
Przez ostatnie dwa lata naprawdę dużo się wydarzyło. Miałam operacje, zrywaliśmy ze sobą tylko po to aby zaraz znowu być razem. Wiem że może to wydać się dziwne ale jest naprawdę realistyczne. Przeżyliśmy naprawdę dużo w ciągu ostatnich 24 miesięcy ale nasza miłość przetrwała. Mamy już w miarę duże dzieci. Elenka ma 2 lata. A Dastin 5 więc jest to w jakiś tam sposób ułatwieniem i w końcu możemy jeździć po świecie a nie tylko siedzieć w Dortmundzie. Moja i Marco kariera nabierała i w sumie to nadal nabiera rumieńców. Nie powiem naprawdę jest inaczej.
- Kochanie, dzieci zostają u moich rodziców a ja i ty mamy cały wieczór dla siebie.- Marco powiedział to gdy staliśmy pod wieżą.
- Cudownie. - odpowiedziałam patrząc a to na moja córeczkę a to na widoki wokół mnie.
***
Szliśmy ulicami Paryża trzymając się za ręce. Wszyscy mówią że  Paryż to miasto zakochanych a ja mogę to tylko potwierdzić. Cały czas mijają nas jakieś pary. Przyznam że chodź bym była na drugim końcu świata nie odpędzę się od fanów z resztą tak samo jak mój ukochany.
- Podoba ci się ??
- Pytasz w tym momencie o tej spacer czy ogólnie ??
- Ogólnie.
- Czuję się jak we śnie. Bywałam już kilka razy w Paryżu ale nie z tobą.
- Można by powiedzieć że to nasza pierwsza taka romantyczna wycieczka.
- No faktycznie.
- Zawsze zastanawiałem się gdzie cię zabiorę...a tu Paryż.
- No widzisz. Masz bardzo pomysłowych rodziców.
- Chciałem cię zabrać do Miami albo do Nowego Jorku, ale w życiu nie pomyślałbym o Paryżu.
- Żucie lubi platać figle kochanie.
- To wiem, ale nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę że w końcu między mną a tobą jest w porządku.
- Ja też się cieszę Marco.
- Wchodzimy na wieże ??
- Bardzo chętnie kochanie. - odpowiedziałam idąc za nim w kierunku wieży Eiffla.
Szliśmy powoli. Czułam cały czas na sobie dotyk Reusa. Wszystko było wspaniale.  W końcu
  dotarliśmy pod wieże.
- Kochanie mam prośbę.- powiedziałam zatrzymując Marco.
- Co się stało ??
- Możemy tu zostać a nie wchodzić na górę ??
- Jak sobie życzysz gwiazdeczko.- odpowiedział po czym ja pociągnęłam go za sobą na pobliską ławkę.
Oparłam głowę o jego ramię i wpatrywałam się w widok cudownie oświetlonej wieży Eiffla.
- Podoba ci się ??
- Nawet nie wiesz jak bardzo.
- Cieszę się.
- Fajnie że w końcu gdzieś się ruszyliśmy.
- Wiesz jak to było.
- No wiem i wiem też że to po części moja wina.
- Nie tylko twoja kochanie.
- Kocham cię Marco.

C.D.N

Rozdział beznadziejny i wiem że po takiej przerwie powinnam wam dać coś wystrzałowego co spowodowało by że spadniecie z krzeseł ale ja nie mam pomysłów już na tego bloga. Żeby wpaść na jakikolwiek dobry pomysł musiałabym ich rozdzielić ale jak dobrze wiemy Liliana już dużo przeszła więc spowodowanie katastrofy w jej tak uporządkowanym życiu sprawiło że ten blog stałby się bezsensowny, a więc dlatego kochani postanowiłam napisać jeszcze jeden rozdział który okaże się końcowym. Potem napisze również epilog i zajmę się swoimi kolejnymi blogami na które już serdecznie zapraszam. <3
 http://ja-dortmund.blogspot.com/
http://bvb1323.blogspot.com/?zx=bf9f2874d326314c
Dziękuje wszystkim którzy przeczytali to coś i przepraszam za takie bzdury.
POZDRAWIAM i CAŁUJĘ <3


niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 58

Niena­widzę tych mo­mentów w których ktoś wie­rzy bar­dziej we mnie niż ja w siebie...

Gdy byłam mała nigdy nie wierzyłam że moje największe marzenia się spełnią. Znając życie nie tylko ja w to wątpiłam. Teraz jest zupełnie inaczej. Jestem jedną z najsławniejszych piłkarek na świecie, mam wspaniałego narzeczonego no i przepiękną córeczkę. Zawsze gdy biorę ją na ręce czuję jak bym brała ją po raz pierwszy. Elena to najsłodsze dziecko jakie mogłam sobie wyobrazić. A gdy w końcu razem z moją córeczką przekroczyłam próg naszego domu w końcu poczułam się naprawdę spełniona.
- Kochanie....- Marco podszedł do mnie od tyłu i objął w pasie.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć.- powiedziałam odwracając się w jego kierunku.
- Marzenia się spełniają a moje największe w końcu się spełniło.- po wypowiedzeniu tych słów pocałował mnie ale to nie był taki zwyczajnym pocałunek. Nie wiem jak to określić ale nie było on z pewnością zwykły.
- Jesteś najcudowniejszą kobietą jaką mogłem sobie wyobrazić.- Reus spojrzał w moje a ja w jego. Nie wiem czemu ale to akurat oczy lubiłam w nim najbardziej. Takie ufne, szczere i pełne zrozumienia.
- Jesteś taki......niesamowity Marco.- powiedziałam nie spuszczając z niego wzroku.
- Dlaczego tak uważasz ??- zapytał wpatrując się w naszą córeczkę a potem we mnie.
- Nie każdy chłopak wytrzymał by tyle z taką jadzą jak ja.
- Nie jesteś jedzą. Jesteś.......już nawet nie wiem co mam powiedzieć. Kocham cię.
- Te słowa znaczą więcej niż tysiąc słów.
- Kochanie idź się położyć. To dobrze ci zrobi. Ja się zajmę Eleną a ty idź odpocząć.- powiedział i pocałował mnie w skroń.
Zrobiłam jak chciał. Oddałam mu Elenę i poszłam na górę aby się położyć. Miał rację byłam zmęczona. Dwa tygodnie w szpitalu to naprawdę długo. W końcu mogłam odpocząć. Poszłam do naszej sypialni i w końcu od dawna poczułam się jak w domu, a to tylko dlatego że w końcu w nim byłam.
***
Mimo ciąży wcale nie przytyłam co bardzo mnie cieszyło. Gdy w końcu się wyspałam musiałam się w coś  ubrać. Po przeszukaniu połowy mojej szafy znalazłam zwykłe rurki , białą podkoszulkę i szarą bluzę. PO ogarnięciu się pierwsze moje kroki poszły w kierunku pokoju Elenki. Strasznie mnie to zaskoczyło gdy nikogo w nim nie było. Zeszłam na dół a tam wielkie przyjęcie powitalne z udziałem wszystkich moich przyjaciół.
- Liliana.- usłyszałam głos Kaliny.
- Hej wszystkim.- odpowiedziałam z uśmiechem.
- Wyspałaś się kochanie ?- Marco podszedł do mnie nawet nie wiem w którym momencie.
- Tak. Dzięki.- powiedziałam i pocałowałam go w policzek.
- Chyba mam dla ciebie niespodziankę.- powiedział Marco obejmując mnie w pasie.
- Jaką ?- zapytałam cholernie ciekawa.
- Thomas zaraz przyjedzie.- odpowiedział obejmując ją.
- Naprawdę ?? - zapytałam. Dawno go nie wiedziałam. Stęskniłam się za moim najlepszym przyjacielem. Niby był w szpitalu i tak dalej, ale co z tego skoro nie mogłam z nim normalnie rozmawiać.
- Za jakieś 20 minut.- Marco uśmiechnął się najpierw w moim kierunku a potem w kierunku gości. Każdy rozmawiał ze mną ale i tak każdego wzrok był zwrócony ku mojej córeczce. W końcu udało mi się ją zabrać z tłumu a było widać że jest zmęczona więc położyłam ją spać na górze. Niby to trzy godziny, ale po takich wrażeniach każdy może być śpiący.
- Z jednej strony ci zazdroszczę a z drugiej współczuje.- powiedziała Kalina gdy siedziałyśmy same w salonie, jak wszyscy sobie poszli.
- Czego ??- zapytałam ciekawa.
- Twojego życia. Spełniają ci się marzenia, masz chłopaka o którym inne mogą sobie tylko pomarzyć, wspaniałych przyjaciół, prawie szczęśliwą rodzinę, jesteś bogata. Czego można chcieć więcej od życia ?? - Kalina wzięła łyk wina które stało na stoliku.
- No nie wiem. Ono wcale nie jest takie idealne. Ale nie narzekam z resztą ty też nie powinnaś, masz śliczną córkę, twój chłopak to jeden z najsławniejszych, najseksowniejszych, najlepszych piłkarzy świata....
- Przypomnę ci że ten twój również zalicza się do tego grona kochana.
- Wiem ale nie rozumiem czemu narzekasz, masz to samo co ja no prócz tego że ty masz całą rodzinę w zgodzie a ja nie. Ale tak to mamy to samo.
I w tej właśnie chwili ktoś zapukał do drzwi. Odłożyłam kieliszek na stół i poszłam w ich kierunku. Był już wieczór. Dzień minął jak zwariowany a ja nie powinnam się nikogo o tej porze spodziewać. Ku mojemu zaskoczeniu w drzwiach stał Thomas ale nie sam.
- Liliana. - powiedział trochę zdenerwowanie.
- Thomas. A to kto ??- powiedziałam wskazując na małego chłopczyka którego miał na rękach.
- Liliana to jest Dastin. Syn Marco.- odpowiedział a ja zaniemówiłam.
- Co ????..........
*****
Stałam na balkonie sama i podziwiałam niebo. Czemu to właśnie tam idziemy jeśli umieramy ? Jaki to ma naprawdę sens ? Teraz nie wiem nic i wiem że tak naprawdę nic nie wiedziałam.  Szukam odpowiedzi tam gdzie ich nie znajdę. Co zrobiłam źle ?? Jeszcze godzinę temu byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie. Teraz czuję tylko ból i na dobrą sprawę nie wiem dlaczego. Przecież nie zasłużyłam sobie na to, nic nie zrobiłam. Ja tylko chciałam być szczęśliwa.
Usłyszałam czyjeś kroki a potem dotyk.
- Nie dotykaj mnie proszę. - powiedziałam przez łzy.
- Ja nic nie wiedziałem naprawdę.- odpowiedział ale robiąc to o co go prosiłam.
- Jak można nie wiedzieć że ma się dziecko ?? - powiedziała ale odpowiedziała jej cisza.
Stałam obok niego, nie wiedziałam czy tak naprawdę go znam. Jego mina mówiła chyba wszystko. Chciał mnie przeprosić ale ja chyba tego nie chciałam. To wszystko przerastało nas oboje.Czułam tylko ból.
- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś ??- zapytałam przez łzy.
- Nic nie wiedziałem.- odpowiedział.
- Chociaż nie kłam. Marco.- podeszłam do niego.
- Naprawdę. Nic nie wiedziałem.
- To dziecko samo z siebie się pojawiło, tak ??
- Nie, znaczy nie wiem.
- Kto jest matką ??
- Cornelia.
- Czyli to prawda że to twoje dziecko ??
- Chyba tak.
- Kiedy to się stało ??
- Jakieś 2-3 lata temu. Wtedy jeszcze nie byliśmy razem. Nienawidziłaś mnie.
- Rozumiem.
- Kocham cię i to dziecko nic nie zmieni.
- Nie mam teraz siły by o tym mówić.
- Wiem że jesteś zła ale nie zostawiaj mnie teraz.
- Nie wiem co mam robić.
- Liliana.
- Nie mam na to siły i nie wiem co mam robić.
- Lili ja kocham tylko ciebie, rozumiesz ??
- Tak. Rozumiem ale Marco.....
- To nie twoja wina tylko moja.
- Nie wiem czyja to wina....
- To ja zawiniłem nie ty.
- Daj mi czas do jutra.
- Liliana proszę....
- Cześć Marco.- powiedziałam i tak po prostu wyszłam.
Ta sytuacja i ta rozmowa po prostu mnie przerosły ale nie wiem co jest gorsze to że mi o tym nie powiedział i ukrywał to przede mną czy to że to była moja wina że z nią był. Szłam przed siebie i czułam jak łzy spływają po moich policzkach.
- Ja nie wiem co mam robić.- powiedziałam sama do siebie zmuszając się do głośnego myślenia. Ból jaki czuła był ponad wszystko. Kochałam Marco i wiedziałam że skoro to zdarzenie było 2-3 lata temu to wtedy kiedy z nim nie byłam. Nie mogę mieć do niego pretensji bo jeszcze wtedy nie byliśmy  razem. Po godzinnym rozmyślaniu wróciłam do domu i po prostu poszłam do swojej córeczki. Ku zaskoczeniu siedział w jej pokoju Marco, stał obok jej łóżeczka.
- Co ty tu robisz ??- zapytałam gdy tylko przekroczyłam prób pokoju.
- Podziwiam swoją córeczkę. Nie mogę ??
- Pewnie że możesz. Przepraszam nie powinnam.
- To ja powinienem stać teraz tu z bukietem róż i błagać abyś mi wybaczyła.
- Nie powinieneś.
- Liliana...ja.....
- Nic nie szkodzi.
- Słucham ??
- Zostawmy ten temat. Dastin jak i Elena są twoimi dziećmi. Nie powinnam tak na to reagować.
- Ty tak na serio ??
- Mała pewnie będzie chciała mieć rodzeństwo a mi lekarz powiedział że już na pewno nie zajdę w ciąże.
- Ty tak naprawdę ??
- Tak. Zawsze chciałam mieć dwoje dzieci.
- Liliana.....Kocham cię ponad wszystko.
- Wiem.
- Obiecuję że to wytłumaczę.
- Oczy ma po tobie.
- Kto ??
- Elena.
- Szybka zmiana tematu.
- Naprawdę ma oczy po tobie.
- Widzę.
- Kochanie......Dastin może z nami mieszkać jeśli chcesz.
- Naprawdę ?
- No tak.
- Kocham Cię ponad wszystko.
- Powtarzasz się.
- Wiem i będę się powtarzał bez końca.
- Marco......
- Tak...
- Kochany jesteś wiesz ??
- Wiem ale ty bardziej........
C.D.N
KOCHAM I POZDRAWIAM :*

niedziela, 19 października 2014

Informacja

Rozdział na każdym z blogów będzie dodawany tylko wtedy jeśli będzie gotowy....Wiecie pewnie że głównym tego problemem jest szkoła..i pewnie większość z was ma te same problemy co ja....Przepraszam....naprawdę....staram się jak mogę...ale i tygodnie i weekendy mam strasznie zawalone.....nie wiem kiedy się pojawi następny rozdział...ale mam nadzieję że jak najszybciej....
POZDRAWIAM <3

wtorek, 7 października 2014

Rozdział 57

Co spra­wia, że człowiek zaczy­na niena­widzić sam siebie? Może tchórzos­two. Al­bo nieodłączny strach przed po­pełnianiem błędów, przed ro­bieniem nie te­go, cze­go in­ni oczekują.

& 9 miesięcy później &

Wszystko się zmieniło. Niestety nie wiem  czy na lepsze. Wszystko stało się cięższe przynajmniej dla mnie. Marco w miarę normalnie przyjął informacje o dziecku. Wszystko jest inaczej niż sama bym tego chciała. Staram się go odciążyć ale wiem że jest mu ciężko. Wiele razy byłam w szpitalu, ciąża jest zagrożona gdyż za często się denerwuje, chce grać gdzie powinnam odpoczywać. Nic, wszystko jest dla mnie trudne. Reus stara się i wiem że będzie cudownym ojcem chodź oboje mamy obawy co do wszystkiego. Nie kontaktowałam się z moją mamą ani razu odkąd zdradziła tatę. Rodzeństwo. Moje cudowne rodzeństwo pomaga mi w każdej chwili. W każdej bez wyjątku. Na przyjaciół też mogę liczyć. Nikt się ode mnie nie odwrócił chodź stałam się strasznie upierdliwa ale i bardziej zdenerwowana odkąd zaszłam w ciąże.
Wstałam. Marco jeszcze spał więc nie chciałam go budzić. Podeszłam do szafy w której były moje ciężarne ciuchy. Włożyłam leginsy, bluzkę ciążową i marynarkę. Nie zwracałam uwagi za bardzo na to co noszę ale jak już mi zależało to starałam ubrać się kobieco i naprawdę w swoim stylu. Gdy już ogarnęłam się naprawdę ,zeszłam na dół i przygotowałam śniadanie dla siebie i Marco.
- Cześć Kochanie. - powiedział Marco przytulając się do mnie od tyłu.
- Cześć. Jak się spało ??- zapytałam siadając na krześle gdy wszystko było już gotowe.
- W porządku. Jak się czujesz ??- zapytał Marco siadając obok mnie.
- Wszystko mnie boli ale jest okej.- powiedziałam łapiąc za nóż do smarowania tostów.
- Masz dzisiaj wizytę u lekarza ??- zapytał z uśmiechem.
- Nie w piątek. A ty masz dzisiaj trening ??- zapytałam z uśmiechem swojego narzeczonego.
- Tak. I niestety będę chyba musiał iść. Trener kazał.- powiedział zaglądając do swojego smartfona.
- Dobrze nic nie szkodzi zostanę sama. Obejrzę sobie telewizję albo coś takiego.- powiedziałam z uśmiechem do swojego ukochanego.
- Dziękuję kochanie.- powiedział i posprzątał po śniadaniu, a ja poszłam do salonu i włączyłam tv.
Na początku nic ciekawego nie było ale w końcu znalazłam jakiś ciekawy film...coś w stylu "Zostań, jeśli kochasz". Marco już dawno nie było bo pojechał na trening a ja nie chciałam się przemęczać więc tylko leżałam na naszej cudownej wygodnej sofie, opatulona trochę grubszym kocykiem. Nawet nie wiem kiedy przymknęłam oko i po prostu zasnęłam....dalej nic nie pamiętam......
***
Otworzyłam oczy. Usłyszałam krzyki, znowu ten sam dźwięk który zawsze towarzyszył mi w szpitalu. Pikająca cała masa urządzeń, kabelki nie kabelki. Usłyszałam płacz dziecka. Odwróciłam się ale coś było nie tak. Leżałam na łóżku przypięta do całej masy urządzeń. Lekarze biegali wokół mojego łóżka. A ja stałam obok tego, nikt mnie nie zauważył. Przenikali przeze mnie jak przez powietrze. Obok tego wszystkiego w respiratorze leżała mała kruszynka, najsłodsze dziecko jakie widziałam i ku mojemu zdziwieniu na kartce przyczepionej do urządzenia było nazwisko Reus.
 Leżała wpatrzona we mnie. Patrzyła na mnie tymi swoimi malutki oczkami. Nie wiem czy widziała mnie czy kogoś innego ale ucichła. Pierwszy raz zobaczyłam swoją córeczkę. Nie mówiłam Marco że znam płeć dziecka...chciałam utrzymać to przed nim w tajemnicy.
- Ona może nie przeżyć.- usłyszałam głos mojego lekarza. Znałam go, był to ginekolog który prowadził moją ciąże.- Nie wiem co się dzieje...coś nie wyszło podczas operacji. Ona może się już więcej nie obudzić..
Nie wiedziałam co się dzieje, stałam i wpatrywałam się sama w siebie. Podłączona do tych wszystkich kabli, kroplówka z jednej strony z drugiej jakieś inne urządzenia. Nie wiem co się dzieje. Czemu oni mówią że już mogę się nie obudzić ?? Ja muszę się obudzić.
Obejrzałam się za siebie i usłyszałam głos Marco. Ten sam głos który znałam już na pamięć, ten sam który powodował że miałam jeszcze więcej sił. Patrzyłam na wszystko co się działo, chciałam wszystko zacząć jak dawniej tylko z nową istotką u boku. Moją córeczką, moją najukochańszą córeczką. Znowu usłyszałam jego głos i pobiegłam w jego kierunku. Nie wiem jak ale chciałam go
zobaczyć. Podbiegłam do szyby za którą on stał. Wyglądał tragicznie, oczy miał pod czerwienione jak by płakał w drodze tutaj. Za nim od razu zobaczyłam Matsa, Kalinę, Dominikę i Romana.
- Marco, proszę uspokój się.- powiedziała Kalina kładąc mu rękę na ramieniu.
- Ja nie wiem co się z nią dzieje. Muszę coś wiedzieć. - powiedział Reus próbując dopatrzeć się czegokolwiek.
- Marco jestem przy tobie.- powiedziałam ale on chyba tego nie słyszał.
- Muszę ją zobaczyć.- powiedział i zaczął pukać w szybę.
- Przecież ty mnie nie widzisz.- powiedziałam sama do siebie. Patrzyłam na niego z żalem , bólem i przykrością. Nagle za mną pojawił się mój doktor, przeszedł przeze mnie i wyszedł z sali.
- Co z nią ?? Gdzie ona jest ??- zapytał Reus przerywając drogę lekarzowi. 
- Panie Reus....jest nie przytomna. Nie wiemy co się dzieje. Nigdy nie miałem takiego przypadku. Poród przeszedł bez żadnych przeszkód. Ma pan zdrową córeczkę. Ale z panią Lilianą nie jest najlepiej. Jest w śpiączce farmakologicznej. Nie wiemy kiedy się obudzi, na dobrą sprawę ona może się w ogóle nie obudzić.
- Czy mogę zobaczyć chociaż moją córeczkę ??- zapytał Marco przez łzy.
- Może pan zobaczyć i jedną i drugą. Pani Liliana jest podłączona do wszelkiego rodzaju urządzeń. Nie będzie nic robiła, mówiła. Może pan do niej mówić ale nie ma nawet takiej opcji aby odpowiedziała. Ale jestem pewien że pana słyszy.- powiedział lekarz.
- Dziękuje.- powiedział Marco wchodząc za lekarzem do sali. Trochę zrezygnowana poszłam za nimi. Marco najpierw spojrzał na mnie, oczywiście tą leżącą na łóżku a potem na naszą córeczkę. Lekarz wyszedł a Marco został sam ze mną i z naszą ukochaną córką.
- Jest tak łudząco podobna do ciebie kochanie. Tylko jak ja mam ją nazwać ??- zapytał spoglądając a to na dziewczynę leżącą na łóżku a to na dziecko, dziewczynkę która nie spuszczała z niego wzroku.
- Zawsze chciałam nazwać córkę Mia albo Melania.- powiedziałam tak jakby sama do siebie.
- Nie wiem jak chciałabyś ją nazwać kochanie...Gracja, Wiara, Marietta, Elena... Nie wiem.
- Elena w sumie też ładne. Kochanie. Jakkolwiek ją nazwiesz będą ją kochała równie mocno.- powiedziałam znowu sama do siebie, przytulając się do niego chodź on chyba tego nie czuł. Spojrzał na mnie, podszedł do dziewczyny leżącej na łóżku i złapał ją za rękę.
- Kochanie. Proszę obudź się. Musisz zobaczy naszą córeczkę. Proszę.- mówił błagającym tonem, głaszcząc ją ręką po czole.
- Chciałabym ale nie mogę.- powiedziałam podchodząc do naszej córki. Niby nic nie czułam, ale to co zrobił Marco akurat poczułam. Pocałował mnie w czoło a ja po raz któryś już z rzędy czułam że
  bardziej mnie kocha. Nie czułam tego tak jak chciałabym czuć ale cieszę się że mu na mnie zależy. Chodź teraz leżę, stoję, nie ważne, czuje jego obecność z każdą chwilą czuję się bardziej spełniona. Nie chcę i nigdy nie chciałam nikogo ranić zwłaszcza jego. Wiem że jeszcze wszystko się ułoży ale zastanawiam się co by oni wszyscy zrobili gdyby mnie już nie było ?? Ciekawe jak by wszyscy na to zareagowali.
Nie mogę dopuszczać do siebie tej myśli. Wiem że dla niektórych jestem naprawdę ważna i mam nadzieję że to prawda. Wróciłam w okolice łóżka na którym spałam. Marco nadal siedział i wpatrywał się we mnie. Miał pewnie nadzieję że chociaż się poruszę, dam mu jakiś znak. Ale nawet jeśli bardzo bym tego chciała nie mogłam. Usłyszałam płacz dziecka, mojej córeczki. Marco od razu powędrował w jej kierunku a ja za nim. Podał jej swoją rękę a ona od razu złapała ją swoimi malutkimi rączkami.
- Wiesz kochanie to jest twój tata.- powiedziałam robiąc to sama, ale i jednocześnie głaszcząc ją po główce.
- Dam ci na imię Elena. Mam nadzieję że ci się podoba kruszynko.- powiedział Marco całując małą istotkę czółko na co ta uśmiechnęła się do niego. - Uśmiech masz jak ona i pewnie będzie tak samo silna i wytrwała kochanie.- powiedział cały czas trzymając jej rączkę.
- Ale oczy maluchu to ty masz ewidentnie po tatusiu skarbie.- powiedziałam przyglądając się jej. Nie wiem czy mnie widziała ale po tym jak na mnie patrzyła to chyba tak. Dzieci są zupełnie inne od dorosłych. Mają swój malutki świat. Są bystrzejsze i dostrzegają o wiele więcej niż ludzie. Jak to dzieci są na swój sposób wyjątkowe.
- Dobranoc maleńka.- Marco powiedział do dziewczynki po czym pocałował ją w rączkę a ta zamknęła oczy i zasnęła. Tak po prostu. - Dobranoc kochanie.- dodał całując tym razem mnie leżącą na łóżku.
- Dobranoc.- powiedziałam ale i tak wiedziałam że mnie nie usłyszał. Siedział tu równo 3 godziny i cały czas rozmawiał a to ze mną a to z małą istotką leżącą kawałek od mojego łóżka.
Usiadłam obok respiratora i tak przesiedziałam całą noc.
***
Następnego dnia z samego rana zabierali małą Elenę na różne badania aby zobaczyć czy nic jej nie jest i tak dalej. Ja natomiast oczywiście ta leżąca na łóżku chodziłam po całym szpitalu ale nie mogłam z niego wyjść ani na chwilę. Starałam się jak najmniej patrzyć na mnie, na tą prawdziwą mnie pogrążoną w śpiączce farmakologicznej. Nie wiem dlaczego w nią zapadłam może wstrząs mózgu albo co w ten deseń. Nie wiem w każdy razie chce jak najszybciej się z tego wybudzić.
- Liliana.- usłyszałam głos swojej matki. Tej samej matki które zdradziła mojego ojca. Która tyle lat się mną nie interesowała, nie odzywała się. Pewnie Marco ją poinformował że jestem w szpitalu i że zapadłam w śpiączkę farmakologiczną. Jako duch spojrzałam na nią oczami pełnymi bólu, gniewu i nienawiści. Chciałam naprawić nasze relacje ale po tym jak przespała się z jakimś debilem i zdradziła tata chęć na to pomału zmieniała się w nienawiść.Usiadła obok łóżka, złapała mnie za rękę i zaczęła coś mówić po cichu, niezrozumiale, przez łzy. Do pomieszczenia wjechała moja córeczka a od razu za nią do pokoju wszedł Marco.
- Pani Bittencourt ??- zapytał zaskoczony. Wtedy zrozumiałam że to nie on po nią dzwonił. Ktoś inny musiał jej powiedzieć.
- Marco...ja....- powiedziała ale nie umiała skończyć. Po jej policzkach cały czas płynęły łzy.
- Nie. Niech pani zostanie. Nie przeszkadza pani w niczym.- Marco uśmiechnął się do niej jak najcieplej jak tylko potrafił.- Przedstawiam pani, Elena. Pani wnuczka.- dodał podnosząc dziecko z respiratora.
- Jaka ona piękna.- moja mama od razu wstała, podeszła do Marco i wzięła od niego Elenę. - Tak strasznie podobna do Lili...Przepraszam was za wszystko co zrobiłam. Nie chciałam naprawdę.
- Powiem pani tak...ja nic do pani nie mam...ale to chyba nie ja powinienem o tym decydować. To do Liliany należą ostatnie słowa. - Marco wziął od mojej matki, moją córeczkę.
- Ona mi nie wybaczy.- powiedziała i spojrzała na mnie.
- Tego nie wiem. Ale mniej my nadzieję że się przekonamy.
Dalsza część dla wyglądała tak że wszyscy mnie odwiedzali. Marco przedstawiał im naszą córkę. Co dziwne nikt do mnie nawet na chwilę nie podszedł, nie zamienił nawet słowa. Nie powiedział nic w stylu  Proszę obudź się. Nic takiego co było najbardziej z tego wszystkiego przykre.
Chodząc od sali do sali czułam w powietrzu śmierć i życie. Ja właśnie teraz jestem między czymś takim. Co wybrać śmierć czy życie. Walczyć czy po prostu się poddać?? Po tym wszystkich postanowiłam po prostu walczyć bo mam o co. Moja córka, mój ukochany, moja rodzina, kariera i marzenia które się jeszcze nie spełniły, przyjaciele. Jedyną osobą jakiej teraz najbardziej mi brakuje to Thomas na którego zawsze ,nie dawno mogłam liczyć.
Siedziałam przy swoim łóżku i patrzyłam na moją córkę gdy znowu po raz kolejny wszedł do mnie Marco. Usiadł koło mnie ale był cicho. Elena spała sobie grzecznie. W ogóle jest to bardzo ciche dziecko.
- Cześć kochanie.- powiedział całując mnie w usta. Nie miałam na swoje szczęście dzisiaj nic na twarzy, spokojnie oddychałam ale nie mogłam jak na razie się obudzić. - Wiem że nie odpowiesz mi na nic, ale chciałbym z tobą pogadać.
- Ciekawe o czym ?- powiedziałam sama do siebie. Wiedziałam że tego nie usłyszy więc.
- Kochanie. Musisz się obudzić. Błagam. Nie możesz nas zostawić. Mnie i Elenki. Nie możesz. Proszę zostań i się obudź. Zostań.- powiedział i właśnie w tym momencie poczułam straszny ból w okolicy brzucha. Po raz pierwszy od dwóch dni wróciłam do swojego ciała. Zaczęło mnie tak strasznie boleć. Marco od razu zerwał się na proste no i wybiegł. Po chwili do pokoju wbiegli lekarze. Cały czas czułam ból. Nie chciałam go czuć ale nie miałam wyjścia. Nie mogłam nic zrobić aby przestało to boleć. Co dziwne chciałam się zwinąć w kłębek, małe dzieci zawsze tak robią jak się czego strasznie boją. A ja chciałam ale nie mogłam niczym ruszyć niczym. Potem tylko poczułam zastrzyk i dalej widziałam tylko ciemność.
***
- Panie Reus. Może pan wejść.- usłyszałam głos lekarza. Leżałam podpięta do różnych kabli ale chyba ku zaskoczeniu wszystkich miałam otwarte oczy, łapałam wszystko, mogłam rozmawiać co jest kompletnym zaskoczeniem u wszystkich ale nie u mnie. Gdy na stole walczyłam o życie, nie mogłam się poddać. Obudziłam się tu przed wjazdem na sale, potem tylko podali mi leki a po operacji wybudzili. Nie było w tym nic zaskakującego przynajmniej dla mnie. Marco najpierw
spojrzał na doktora a potem na mnie przez szybę. Patrzyłam na moją małą córeczkę której jeszcze nie dotknęłam. Której jeszcze nie mogłam się przyjrzeć wyraźniej. Jak duch nie wszystko było tak wyraźne jak bym chciała.
- Liliana.- powiedział Marco otwierając lekko drzwi bo nie był pewny czy może wejść.
- Marco.- powiedziałam prawie nie słyszalnie, ale chciałam żeby usłyszał więc dodałam w to trochę więcej energii.
- Kochanie...jak się czujesz ??- zapytał Reus podchodząc delikatnie do łóżka na którym leżałam.
- Podasz mi ją proszę. Chcę ją zobaczyć. Moją małą Elenkę.- powiedziałam i spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
- Słyszałaś ??- zapytał zaskoczony ale podszedł do respiratora i podał mi moją ukochaną córeczkę.
- Słyszałam wszystko, wiedziałam kto tu był i o czym mówił. Nawet widziałam niektóre rzeczy. Ale ta historia na inną okazję. Pokaż mi moją córeczkę.- powiedziałam wymawiając ostatnie zdanie trochę głośniej. Marco spokojnie podszedł do mnie i podał mi moją malutką córeczkę. Gdy tylko podał mi ją, otworzyła oczka. Swoje maleńkie usteczka wykrzywiła w coś co przypominało uśmiech.
- Oczy ma po tobie.- powiedziałam z uśmiechem do swojego ukochanego.
- Ale urodę po mamusi.- powiedział i pocałował mnie w czoło.
- Moja mała Elena. - powiedziałam przytulając ją bardziej.
- Nasza kochanie. Nasza.- Marco spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Będzie z niej wielka piłkarka. Obiecuję ci to.- powiedziałam i położyłam swoją rękę przy jej a ona ją chwyciła swoimi malutki paluszkami.
- Nie musi robić to co my...ale jeśli będzie chciała umożliwimy jej to w każdy sposób. - Marco złapał mnie za rękę i pocałował mnie.
*************
C.D.N
Nie wiem czy wam się podoba, ale dzisiaj siedzę od 12:30 i go piszę więc......
Sorki za opóźnienia. <3
POZDRAWIAM I CAŁUJE :*



niedziela, 5 października 2014

Informacja !!

Rozdział w tym tygodniu się nie pojawi ze względu braku czasu i weny twórczej. Postaram się w przyszłym tygodniu napisać dwa albo we wtorek bo nie idę do szkoły. W nagrodę następny rozdział będzie bardzo długi i bardzo zaskakujący...
Przepraszam :*

piątek, 26 września 2014

Rozdział 56

Im dłużej na coś cze­kasz, tym większa sa­tys­fak­cja z osiągnięcia up­ragnione­go celu.


Nie ma to jak być sama w domu. Marco wyjechał do Londynu na mecz. A ja zostałam sama. Przynajmniej wiem że mam czas żeby ogarnąć w domu. Trzeba poukładać w szafie, ogarnąć na pułkach. Niby mamy sprzątaczkę która ściera kurze i odkurza ale w sumie ja też mogę coś zrobić od czasu do czasu.
Wstałam rano i byłam sama a w ostatnim czasie przyzwyczaiłam się że ktoś koło mnie jest. Zrobiłam to co zawsze...umyłam się i uczesałam. Potem miałam długi dylemat w co się ubrać ale ostatecznie stwierdziłam że zwykłe czarne legginsy, biała bluzka i Air Force białe, wystarczają. Pierwsze co chciałam posprzątać to chyba garderobę. Tam jak zawsze największy bałagan a to za sprawą tego że korzystam z niej tylko ja. Oczywiście chodziło tylko o to aby poukładać wszystko na szafki ale ja jak to ja musiałam znaleźć albumy ze zdjęciami. Na połowie był Marco a na drugiej połowie ja. Powiem szczerze że nie sądziłam że to wszystko aż tak się potoczy. Nasza historia jest długa i można ją zaliczyć do komedii romantycznej albo po prostu dramatu bo to co ja odwalałam to jest naprawdę dramat.
Potem już było tylko kilka pokoi do ogarnięcia typu łazienka, kuchnia i salon. Najgorzej było na poddaszu. Och naprawdę strasznie. Tyle pudeł co u nas na strychu to jest po prostu.....nawet nie wiem jak to określić. No nie ważne. Wzięłam się za przenoszenie pudeł i tego typu rzeczy. Niektóre były naprawdę ciężkie. Gdy ponosiłam jedno..upadłam....a dalej widziałam tylko ciemność....
***
- Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem i nigdy nie pokocham.- powiedział Reus stając przede mną.
- Co ty w ogóle mówisz ?? Jak możesz po tym wszystkim ??- powiedziałam mając łzy w oczach.
- Przejrzałem i gdy tak na ciebie patrzę to zastanawiam się jak mogłem kochać kogoś takiego jak ty ? Taką brzydką, grupą,chamską jędzę.- powiedział patrząc na mnie z uśmiechem. Za nim stała dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna.
- Jak możesz tak mówić ?? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Po tym jak stawał w twojej obronie. Jak wszystko było stratne....Mieliśmy być na zawsze razem ty pieprzony dupku....
- Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Mam nową dziewczynę a ty co najwyżej możesz być dziwką. Kiedyś nawet dobrze ci to wychodziło.
- Tylko na tyle cię stać ?? Byłam nazywana gorzej.
- Ciekawe jak ??
- Twoją dziewczyną debilu.
- Możesz zapomnieć o tym wszystkim.
- Ciekawe o czym....
- Teraz przynajmniej będę miał dziewczynę która urodzi mi dziecko....
- Więc to o to chodzi...dla twojej jasności jestem w ciąży. I dziecko nie będzie miało takiego ojca jak ty. Znajdę mu prawdziwą rodzinę i prawdziwego ojca. Z tego co wiem to chyba Thomas Muller jest chętny.
- Nie zrobisz tego!!
- Skąd wiesz....jestem zdolna do wszystkiego. I ty dobrze o tym wiesz.
- Jesteś za słaba.
- Ty nic o mnie nie wiesz. Nigdy nie wiedziałeś i nigdy nie będziesz wiedział. Możesz sobie pomachać tyłkiem przed swoją nową ukochaną.
- Ty o niczym nie wiesz...
- Masz racje nic nie wiem.
- No właśnie nie wiesz.
- Nienawidzę cię ty pieprzony blondasie.- krzyknęłam rzucając w niego wazonem. Za nim jeszcze machnęłam poczułam w biodrze straszny ból znikąd pojawiła się na nim krew. A ból był tak straszny..nie wiedziałam co się dzieje.
- Mówiłem że o niczym nie wiesz...Przykro mi Liliana.- powiedział i zaczął się oddalać. A ja leżałam na podłodze w kałuży krwi. Straciłam przytomność.
***
- Aaa!!- krzyknęłam i od razu otworzyłam oczy, usiadłam ale nie wiedziałam gdzie jestem i co się ze mną dzieje.
- Już spokojnie.- powiedziała kobieta w niebieskim kitlu. Stała koło mnie, położyła dłoń na mojej klatce piersiowej i odchyliła mnie do tyłu. Nie byłam w tym samym stroju co rano. Byłam w białej piżamie szpitalnej.
- Co się ze mną dzieje ??- zapytałam patrząc na nią.
- Zemdlałaś na strychu. Miałam ogromnego farta bo akurat wtedy twój przyjaciel przyszedł do ciebie do domu i cię znalazł jak leżałaś. Wezwał pogotowie.- powiedziała poprawiając kroplówkę.
- Jaki przyjaciel ?? - zapytałam zaskoczona.
- Robert Lewandowski. - powiedziała z uśmiechem.
- Jest tutaj ??- zapytałam od razu podnosząc głowę.
- Jest. Siedzi na korytarzu.- powiedziała i usiadła obok mnie.- Nie możesz się denerwować więc spokojnie.
- Proszę pani...co mi jest ?- zapytałam patrząc na nią strasznie przestraszona.
- Poczekajmy na lekarza. Zaraz powinien być...o już jest.- powiedziała patrząc na drzwi przez które wchodził mężczyzna w białym kitlu. Był w średnim wieku coś koło 50. Stanął nade mną i uśmiechnął się pokazując abym się uspokoiła.
- Dziękuje Alicjo. Zostaw nas samych. Muszę porozmawiać z naszą pacjentką. - powiedział do kobiety a tej zaraz nie było.
- A więc co mi jest ??- zapytałam patrząc na sylwetkę doktora który stał nade mną.
- Powiedź mi najpierw jak się czujesz?
- Jest w porządku. Nic mnie nie boli.
- To dobrze. Powiedź mi czy w ostatnim czasie wymiotowałaś albo coś takiego...kiedy ostatnio miałaś okres....
- Nie wiem. Nie, na pewno nie wymiotowałam. Okresu w sumie też dawno nie miałam.
- Powiem ci co ci dolega ale najpierw muszę wiedzieć czy mam komukolwiek o tym mówić.
- Niech najpierw pan powie co mi jest.
- Jesteś w ciąży moja droga.- powiedział doktor i spojrzał na mnie.- Gratuluje.
- Niech pan na razie o tym nikomu nie mówi.- powiedziałam szybko a potem zaczęłam przyglądać się ścianie.
- Jak sobie pani życzy.- powiedział i wstał.- Na razie dam pani odetchnąć. Najlepiej by było jakby pani się przespała. - dodał wychodząc. Zostawił mnie samą z tym wszystkim.  Co to ma być: film czy życie? Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie.
***
Godzina 4 rano, a co Ja robię? Leżę wygodnie w łóżku z milionem kabelków, kroplówką, co chwile otrzymując jakieś leki na uspokojenie. Los sobie ze mnie żartuje. To wszystko nie dzieję naprawdę, to wszystko mi się jedynie zdaje. Nikt mnie nie rozumiał. Nikt nie wiedział co przechodzę. Nikt nie wiedział jak mi jest cholernie ciężko. Czułam ból, niewyobrażalny ból gdzieś w okolicach brzucha. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiem czy to jawa czy sen...wydaje mi się że to pierwsze. Nie wiem co mi jest..czuje się w jak kiepskim amerykańskim dramacie....wszystko jest beznadziejne.
Minęły 3 godziny i dopiero wtedy byłam w stanie spokojnie zasnąć. Nie czułam już bólu..czułam się normalnie.
***
Była godzina 10. Od dwóch dni z nikim nie rozmawiałam. Wiedziałam że Robert, Kalina, Thomas, Marco i reszta są na korytarzu ale nie chciałam nikogo widzieć z nikim nie rozmawiać. Nie miałam i nie mam siły. Wiem że ich tym krzywdzę ale nie mam siły nikomu o niczym mówić. Nie mogę. Ta informacja jest zaskakująca i jeszcze do mnie nie doszła. Przez tyle lat myślałam że nie mogę mieć dzieci a teraz okazuję że jestem w ciąży, zagrożonej ale ciąży. Do sali wszedł lekarz tylko jemu jak na razie pozwoliłam wchodzić do sali a że byłam tam sama to nikt mi się nie sprzeciwiał.
- Pani Liliano...chciałem przekazać że wszyscy się o panią niepokoją zwłaszcza narzeczony który o mało nie przywalił mi w twarz. Czy mogę kogoś tu do pani wpuścić ?? Nie wiem siostrę, brata, przyjaciółkę ?? Kogokolwiek.- lekarz zapytał mnie a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Niech wejdzie.....Zuza i Kalina.- powiedziałam w końcu i przykryłam się bardziej koudrą.
- Dziękuje i już je zapraszam.- powiedział otwierając drzwi do mojej sali. Wzięłam mój telefon i w końcu go włączyłam. Od dwóch dni był wyłączony. Miałam 135 nieodebranych połączeń głównie od Roberta i Marco oraz 150 sms od prawie wszystkich typu "Co się ze mną dzieje" albo "Proszę odbierz w końcu...". Leżałam spokojnie i patrzyłam w ekran Iphona kiedy do sali weszły wskazane przeze mnie osoby.
- Liliana....- zaczęła Kalina urywając gdy zobaczyła wyraz mojej twarzy i te wszystkie kroplówko - kablo podobne.
- Część.- powiedziałam trochę nie pewnie odkładając telefon na szafkę stojącą obok łóżka.
- Lili co ci ?? Czemu się nie odzywasz...nie wpuszczasz do siebie nikogo..nie odbierasz...kazałaś lekarzom nic nie mówić...co ci ? - Zuza mówiła trochę narwanie ale na końcu ostatnie słowa mówiła ze spokojem i ze strachem jednocześnie.
- Jestem w ciąży...ale spróbujcie komukolwiek powiedzieć a przysięgam że się więcej do was nie odezwę.- powiedziałam patrząc na nie lodowatym wzrokiem.
- To źle że jesteś w ciąży ?? - zapytała Zuza.
- Nie źle ,tylko tyle lat żyłam w błędzie..sądziłam że nie mogę mieć dzieci, być szczęśliwa. Ja na to nie zasługuje. Na razie się zastanawiam co mam zrobić...zastanawiam się nad wszystkim. Dlatego nikogo do siebie nie wpuszczam. Po pierwsze nie mogę się denerwować a po drugie muszę wszystko przemyśleć.
- Ty wiesz jaką robiłaś nam i robisz im krzywdę teraz. Marco o mało co nie pobił lekarza. On nie wie co ma robić. Dzwoni, pisze, chce wejść tu siłą, od dwóch dni nie śpi. On cierpi bo nie może zobaczyć cię chodź na parę minut. Nawet przez tą pieprzoną szybę. Daj mu chodź pięć minut. Proszę.- Kalina mówiła do mnie błagalnym tonem prawie płakała a wraz z nią ja.
- Dobra. Ale wy będziecie musiały wyjść jeśli on ma tu przyjść. Nie mówcie nikomu na razie nic. Sama wszystkim powiem w odpowiednim czasie.- powiedziałam z uśmiechem łapiąc obie za rękę.
- Idziemy po niego. Wpadniemy do ciebie najwyżej później.- powiedziała Kalina i powędrowała w kierunku drzwi a za nią Zuza. Jeszcze za nim wyszły obie uśmiechnęły się do mnie szeroko na znak że wszystko będzie dobrze. Wyszły a ja zaczęłam wpatrywać się w ścianę. Nie wiedziałam czy dobrze robię. Miały racje z tym że go ranię ale po prostu nie chciałam robić czegoś czego będę żałowała. Usłyszałam otwierające się drzwi, Marco nie pewnie ale wszedł do pomieszczenia, nie zrywał ze mnie wzroku. 
- Cześć.- powiedziałam jako pierwsza trochę nie śmiało.
- Cześć.- powiedział zamykając drzwi i stając obok łóżka na którym leżałam.
- Jesteś zły ??- zapytałam patrząc na niego.
- Na co mam być zły ??
- Na mnie. Za to że cię nie wpuszczałam, nie odbierałam i tak dalej.
- Nie. Jakoś to przeżyję. Co ci jest kochanie ??- zapytał tym samym cudownym głosem. Kochałam to w nim.
- Marco....ja muszę ci coś powiedzieć....ale....nie teraz.
- Proszę...jeśli to ważne to powiedź.
- Nie dam rady.
- Masz raka ??- zapytał nagle.
- CO ??? Nie.
- No to co ci jest ??
- Nie mogę.
- Powiedź. Jesteś bardzo chora ??
- Nie. Nic mi nie jest, tak jakby.
- Kochanie na dobre i na złe. Pamiętaj...
- Marco....kurde....
- No powiedź co ci jest...
- Jesteś uparty....naprawdę uparty...
- Powiedź co ci jest do cholery!!
- Jestem w ciąży...
****
C.D.N
Rozdział trochę wcześniej niż zapowiadałam ale to dlatego że jestem chora i miałam wolny czas. Więc taki tam prezencik dla was. Oczywiście następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu :)
Ale proszę komentujcie bo mam wrażenie że pisze dla siebie.
:)
POZDRAWIAM I CAŁUJE <3



niedziela, 14 września 2014

Rozdział 55

Marze­nia to coś niewy­konal­ne­go i niemożli­wego do spełnienia. Wszys­tko in­ne to tyl­ko pragnienia.

Pamiętam że gdy byłam mała, to że miałam bogatych rodziców nie miało znaczenia. To że mój brat był jednym z najbardziej popularnych osób w szkole też za bardzo się nie liczyło. Zawsze byłam popychadłem aż do czasu gdy przywaliłam największemu łobuzowi w szkole który zawsze mi dokuczał. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Nie sądziłam że kiedyś wyjdę na prosta, to że dokuczano mi w szkole odgrywało ogromną rolę w moim życiu aż do teraz. Wtedy miałam 10 lat, teraz mam 25. Wszystko się zmieniło. Mam wspaniałego chłopaka, karierę ale tylko na rodzinie się zawiodłam. To pewnego czasu byłam naprawdę szczęśliwa ale teraz.....teraz też jestem ale nie cieszę się z tego tak bardzo jak wcześniej...Wszystko jest inaczej...naprawdę inaczej...
Zawsze gdy teraz otwieram oczy od razu po przebudzaniu widzę jego. Te blond grzywę. Te cudowne oczy, uśmiech..nawet wtedy kiedy śpi. To wszystko jest nie do uwierzenia. Przyjrzałam mu się bacznie. Spał. Odwróciłam się i położyłam na plecach. Spojrzałam w biały sufit. Położyłam dłonie na twarzy i wstałam. Od razu poczułam na sobie czyiś dotyk. Spojrzałam na prawo i zobaczyłam jak Marco trzyma mnie za rękę.
- Nie wstawaj jeszcze. Proszę.- powiedziałam kładąc mi rękę na brzuchu i odpychając do tyłu.
- Jest późno. Kochanie.- powiedziałam z uśmiechem, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Proszę.- powiedział całując mnie w czoło.
- Marco....
- Leż i się nie ruszaj bo przysięgam że się poświęcę i będę spał na kanapie.- powiedział trochę poważnym a trochę rozbawionym tonem.
- Jak sobie życzysz szantażysto.- powiedziałam kładąc głowę na jego torsie. Po raz pierwszy od dawna nie chciałam robić niż innego jak leżeć i patrzeć w jego oczy......
***
 - Staniemy do walki i wygramy ten mecz. Nie ważne że nie mamy sił, nie poddamy się. - powiedziałam stając między dziewczynami.Szum na trybunach lekko zakłócił wymówione przeze mnie słowa...ale zobaczyłam że coś się w nich pobudziło. W końcu poczułam porządnego kopa i wiedziałam że dam radę i wygram to co jest do wygrania, nie ważne...sama czy nie i tak wygramy ten mecz.
3:1 przegrywałyśmy w najważniejszym meczu Mistrzostw Świata z USA. Przyznam nie spisywałyśmy się jakoś szczególnie, ale nasze myśli nie miały teraz znaczenia. Te 80 tysięcy na trybunach działały nie wiem czy bardziej pesząco czy bardziej pozytywnie, ale że graliśmy u nas, na moim ukochanym stadionie nie mogłam sobie pozwolić na porażkę. Zważając na to że wszyscy najważniejsi ludzie na świecie zasiadając na strefie vip ' owskiej stadionu.
- Liliana dobrze mówi. Dziewczyny mamy 45 minut aby wygrać mecz i wiem że nam się to uda. Jak powiedział jeden człowiek...." Jeśli schodzisz na przerwę i przegrywasz 3:0 nie możesz wierzyć w cuda, musisz wierzyć w siebie."  - powiedziała jedna z moich koleżanek z drużyny.
Musiałyśmy to wygrać nie miałyśmy wyjścia. Nie wiem dlaczego ale to ja czułam się najbardziej obciążona tym wszystkim.
- Wszystkie piłki mają iść do przodu ale nie zapominajmy o defensywie. Nie kiwajmy na ślepo zróbmy to wtedy kiedy sądzimy że to będzie najlepsze. I pamiętajcie o tym że to w naszej drużynie jest Liliana a nie w USA. Wygramy to !! - trener próbował dodać nam otuchy ale mi dodał jeszcze więcej zmartwień. Nie lubiłam jak wszystko miało być na mojej głowie.
Drużyna Stanów Zjednoczonych stała już na swojej połowie czekając na nas i na sędziego. W tunelu było ciemno ale gdy tylko przeszłam próg uderzyła we mnie fala bieli. Większość miała koszulki Reprezentacji Niemiec co moim zdaniem było naprawdę fajne bo też miałam na sobie te koszulkę. To wszystko zawsze przysparzało ogromnych emocji. A że trybuny były pełne było jeszcze ciekawiej. Stając na swoim miejscu na boisku, spojrzałam w stronę trybuny vip ' ów. Dla mnie zawsze się wyróżniał. Ten uśmiech, te idealnie ułożone włosy. Spojrzałam na niego a on w tym samym czasie na mnie. Uśmiechnęła się trochę zakłopotana a on odwzajemnił ten uśmiech trochę odważniej. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam tyle twarzy na których rysowała się nadzieja.
Sędzia stanął na środku boiska, spojrzałam na nią. Była to blondynka na oko na pewno starsza ode mnie. Coś koło 30-35 lat, ale to nie było ważne. Jak na razie była sprawiedliwa. Spojrzałam na dziewczyny z mojej drużyny. Następnie zerknęłam na swoje buty i nogi. Poprawiłam kucyka który był całkiem wygodny i w ogóle mi nie przeszkadzał. Ostatni raz spojrzałam na piłkę a dalej ruszyłam przed siebie aby odebrać piłkę.
***
Wynik 4:3 był całkiem zadowalający zważając na to że był to finał a ja strzeliłam hart - tricka.
- Moja gwiazdeczka.- powiedziała Kalina podbiegając do mnie gdy schodziłam z boiska.
- Uwierz mi...przez najbliższy tydzień leże i nie wstaje z łóżka. Tyle co ja się dzisiaj nabiegałam.....przez miesiąc tyle nie latałam jak dzisiaj. - powiedziałam z uśmiechem przybijając piątkę kolejnej koleżance z drużyny.
- Nie było aż tak źle. Dobrze ci poszło.- Marco powiedział zachodząc mnie od tyłu i mocno przytulając.
- Jedyne na co teraz mam ochotę to pójść się położyć. Mogę ??- zapytałam z uśmiechem do swojego chłopaka.
- Ja też gram mecze kochanie.
- Wiem...ale proszę.
- A miałem już plany na wieczór.
- O matko.
- Nie to nie. Ja się prosić nie będę.
- Ogarnij się bo jak ci się odwinę to będziesz trzy dni bez muzyki tańczył.
- A podobno jesteś zmęczona.
- Reus przeginasz.
- Chciałem zabrać cię na romantyczną kolacje ale jak nie to nie.
- Okej. Ale muszę wrócić do domu i się przegrać.
- Czyli na coś jednak masz siłę kochanie.
- Jeśli zawieziesz mnie do domu i dasz jakieś 45 minut to mogę z tobą jechać wszędzie skarbie.
- Okej. To dawaj szybko.
***
Stałam przed szafą i zastanawiałam się w co się ubrać. W sukienkę czy może jednak spodnie.Patrzyłam na wszystkie swoje stroje i nie miałam żadnych pomysłów. Pomyślałam że najpierw wybiorę buty a potem to już pójdzie z górki i właśnie wtedy podeszłam do swojej najmniej ulubionej szafy, otworzyłam ją i moi oczom ukazała się sukienka którą dostałam od mamy na 18- kę. Nie byłam przekonana czy ją założyć ale ostatecznie, włożyłam ją na siebie. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się sama w siebie. Włosy zarzuciłam do tyłu, nie związywałam ich, stwierdziłam po tym jak same się układają że dzisiaj będzie lepiej zostawić je rozpuszczone. Patrząc na siebie w lustrze, po raz pierwszy od dawna nie czułam obrzydzenia. Idealna figura jak u modelki, płaski ładnie wyeksponowany brzuch, chude nogi które po raz pierwszy w życiu nazwałam ładnymi. Wszystko się zmieniło. Dogłębnie.
Dalej już było jak z górki. Szybko dobrałam ładne buty i odpowiednią torebkę. Dodałam do tego żakiet gdyż po chmurach które były na niebie można byłoby stwierdzić że będzie zimno.
Zeszła na dół. Gdy tylko postawiłam jedną nogę na posadzce w przedpokoju usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi z uśmiechem i od razu je otworzyłam. W drzwiach stał on. Miał na sobie ciemne dżinsy, białą koszulę i czarną marynarkę, do tego conversy. 
- Wow......wyglądasz przepięknie.- powiedział patrząc na mnie.
- Dziękuje. Ty też kochanie.- powiedziałam i złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Z każdą chwilą spędzoną z tobą zakochuje się w tobie od nowa. Z każdą sekundą jesteś piękniejsza. Po prostu nie wierze że zaraz będzie na zawsze razem. Nie mogę w to uwierzyć.- powiedział przerywając pocałunek ale nie wypuszczając mnie ze swych ramion.
- Ja.....nawet nie wiem co mam powiedzieć. Kocham cię blondasie.- powiedziałam i znowu go pocałowałam.
- Ruszajmy.- powiedział prowadząc mnie do swojego aston martina.
Nie wiem dokąd mnie prowadził. Nie wiem co to będzie za niespodzianka. A znając Marco wszystko może się zdarzyć. Jechaliśmy ulicami Dortmundu. Wyglądałam za okno i widziałam wieczór. Słońce pomału zachodziło za horyzont. Ludzi na ulicach było co raz mniej.
- Możesz mi powiedzieć dokąd mnie porywasz ??- zapytałam przyciszając lekko radio.
- To niespodzianka skarbie. Poczekaj jeszcze z 10 minut i będziemy na miejscu.- powiedział Marco przelotnie się do mnie uśmiechając.
- No dobrze.- powiedziałam i znowu zapadła cisza.
W końcu się zatrzymaliśmy. Marco wyszedł jako pierwszy tylko po to aby mi otworzyć drzwi. Otworzył a moim oczom ukazała się restauracja na szczucie trochę dużego pagórka. Złapałam go za rękę i poszliśmy na sam szczyt. Było dosyć dużo ludzi, gdy tylko przeszliśmy próg wszystkie oczy były pokierowane na nas.
- Marco Reus.- powiedział mój ukochany do miłej za wyglądu kelnerki.
- Stolik już czeka ,panie Reus.- powiedziała i poprowadziła nas na zewnątrz. Jak w środku było bardzo dużo ludzi tak na zewnątrz nie było ani jednej żywej duszy. Poprowadziła nas do stolika i się oddaliła. Spojrzałam w dół i zobaczyłam cudowny widok. 
 - Skąd ty znasz takie miejsca ??- zapytałam spoglądając na niego zaskoczona.
- To miejsce akurat pokazał mi Mats kochanie. Stwierdziłem że ci się spodoba i aby się tu wziąć.- powiedział Marco.
- Jest jak z bajki, z reszta jak każde które mi pokazujesz.- powiedziałam i spojrzałam jeszcze raz na magiczne jezioro w dole pagórka.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że jestem tu z tobą.- powiedział Reus i spojrzał do menu.
- Kiedy ostatni raz rozmawiałeś z Cornelią ??- zapytałam.
- Dawno. A co ??- powiedział zaskoczony moim pytaniem.
- Kiedy dawałam ci kosza zbliżyliście się do siebie. Myślałam że chociaż rozmawiacie czasami.- powiedziałam trochę zakłopotana.
- Odkąd dałem jej znacznie do zrozumienia że nie czuję nic do nikogo poza tobą i zostawiłem ją nie dzwoniła ani razu.- powiedział patrząc z lekką złością na mnie.
- Dobrze rozumiem. Przepraszam za pytanie.- powiedziałam trochę zdezorientowana jego reakcją.
Dalej między nami panowała cisza. Przez jakieś 30 minut jedliśmy kolację a potem sama postanowiłam się przejść nad brzeg jeziora. Chodź było widać że jest tam spora ilość krzaków i kamieni nie zrezygnowałam ze swoich planów. Lekkim marszem zeszłam na sam dół, stanęłam i patrzyłam na wodę. Był lekki wiatr, niebo było czarne, co jakiś czas dało się zauważyć jakieś gwiazdy no i oczywiście ogromny piękny księżyc który był w pełni.Usiadłam na jakimś kamieniu i
wpatrywałam się w niebo. Chmury pojawiały się i znikały, to było jak magia. Poczułam na sobie czyiś dotyk.
- Przepraszam.- słowo które usłyszałam było wymówione z taką delikatnością i szczerością że nie miałam siły się oprzeć.
- Nic się nie stało.- powiedziałam patrząc na niego.
- Naprawdę nie chciałem. Nawet nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Wybacz mi kochanie.
- Wybaczam i też przepraszam. Nie powinnam o to pytać.
- Zapomnijmy o tym.- powiedział i mnie pocałował.
- Skąd wiedziałeś ??
 - Ale o czym ??
- O tym że marzyłam o pocałunku w pełni księżyca.
- Nie wiedziałem, ale teraz już wiem.
- Kocham cię blondasie.- powiedziałam i pocałowałam go jeszcze raz.


C.D.N 

Następny rozdział ukaże się za 3 tygodnie <3
Przepraszam i dziękuje.
Skoro pod poprzedni rozdziałem było 7 kom. Za które strasznie dziękuje <3
10 kom. = następny rozdział trochę szybciej niż za 3 tygodnie ale musicie się postarać <3
POZDRAWIAM I CAŁUJE WSZYSTKICH GORĄCO <3