Layout by Raion

piątek, 26 września 2014

Rozdział 56

Im dłużej na coś cze­kasz, tym większa sa­tys­fak­cja z osiągnięcia up­ragnione­go celu.


Nie ma to jak być sama w domu. Marco wyjechał do Londynu na mecz. A ja zostałam sama. Przynajmniej wiem że mam czas żeby ogarnąć w domu. Trzeba poukładać w szafie, ogarnąć na pułkach. Niby mamy sprzątaczkę która ściera kurze i odkurza ale w sumie ja też mogę coś zrobić od czasu do czasu.
Wstałam rano i byłam sama a w ostatnim czasie przyzwyczaiłam się że ktoś koło mnie jest. Zrobiłam to co zawsze...umyłam się i uczesałam. Potem miałam długi dylemat w co się ubrać ale ostatecznie stwierdziłam że zwykłe czarne legginsy, biała bluzka i Air Force białe, wystarczają. Pierwsze co chciałam posprzątać to chyba garderobę. Tam jak zawsze największy bałagan a to za sprawą tego że korzystam z niej tylko ja. Oczywiście chodziło tylko o to aby poukładać wszystko na szafki ale ja jak to ja musiałam znaleźć albumy ze zdjęciami. Na połowie był Marco a na drugiej połowie ja. Powiem szczerze że nie sądziłam że to wszystko aż tak się potoczy. Nasza historia jest długa i można ją zaliczyć do komedii romantycznej albo po prostu dramatu bo to co ja odwalałam to jest naprawdę dramat.
Potem już było tylko kilka pokoi do ogarnięcia typu łazienka, kuchnia i salon. Najgorzej było na poddaszu. Och naprawdę strasznie. Tyle pudeł co u nas na strychu to jest po prostu.....nawet nie wiem jak to określić. No nie ważne. Wzięłam się za przenoszenie pudeł i tego typu rzeczy. Niektóre były naprawdę ciężkie. Gdy ponosiłam jedno..upadłam....a dalej widziałam tylko ciemność....
***
- Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem i nigdy nie pokocham.- powiedział Reus stając przede mną.
- Co ty w ogóle mówisz ?? Jak możesz po tym wszystkim ??- powiedziałam mając łzy w oczach.
- Przejrzałem i gdy tak na ciebie patrzę to zastanawiam się jak mogłem kochać kogoś takiego jak ty ? Taką brzydką, grupą,chamską jędzę.- powiedział patrząc na mnie z uśmiechem. Za nim stała dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna.
- Jak możesz tak mówić ?? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Po tym jak stawał w twojej obronie. Jak wszystko było stratne....Mieliśmy być na zawsze razem ty pieprzony dupku....
- Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Mam nową dziewczynę a ty co najwyżej możesz być dziwką. Kiedyś nawet dobrze ci to wychodziło.
- Tylko na tyle cię stać ?? Byłam nazywana gorzej.
- Ciekawe jak ??
- Twoją dziewczyną debilu.
- Możesz zapomnieć o tym wszystkim.
- Ciekawe o czym....
- Teraz przynajmniej będę miał dziewczynę która urodzi mi dziecko....
- Więc to o to chodzi...dla twojej jasności jestem w ciąży. I dziecko nie będzie miało takiego ojca jak ty. Znajdę mu prawdziwą rodzinę i prawdziwego ojca. Z tego co wiem to chyba Thomas Muller jest chętny.
- Nie zrobisz tego!!
- Skąd wiesz....jestem zdolna do wszystkiego. I ty dobrze o tym wiesz.
- Jesteś za słaba.
- Ty nic o mnie nie wiesz. Nigdy nie wiedziałeś i nigdy nie będziesz wiedział. Możesz sobie pomachać tyłkiem przed swoją nową ukochaną.
- Ty o niczym nie wiesz...
- Masz racje nic nie wiem.
- No właśnie nie wiesz.
- Nienawidzę cię ty pieprzony blondasie.- krzyknęłam rzucając w niego wazonem. Za nim jeszcze machnęłam poczułam w biodrze straszny ból znikąd pojawiła się na nim krew. A ból był tak straszny..nie wiedziałam co się dzieje.
- Mówiłem że o niczym nie wiesz...Przykro mi Liliana.- powiedział i zaczął się oddalać. A ja leżałam na podłodze w kałuży krwi. Straciłam przytomność.
***
- Aaa!!- krzyknęłam i od razu otworzyłam oczy, usiadłam ale nie wiedziałam gdzie jestem i co się ze mną dzieje.
- Już spokojnie.- powiedziała kobieta w niebieskim kitlu. Stała koło mnie, położyła dłoń na mojej klatce piersiowej i odchyliła mnie do tyłu. Nie byłam w tym samym stroju co rano. Byłam w białej piżamie szpitalnej.
- Co się ze mną dzieje ??- zapytałam patrząc na nią.
- Zemdlałaś na strychu. Miałam ogromnego farta bo akurat wtedy twój przyjaciel przyszedł do ciebie do domu i cię znalazł jak leżałaś. Wezwał pogotowie.- powiedziała poprawiając kroplówkę.
- Jaki przyjaciel ?? - zapytałam zaskoczona.
- Robert Lewandowski. - powiedziała z uśmiechem.
- Jest tutaj ??- zapytałam od razu podnosząc głowę.
- Jest. Siedzi na korytarzu.- powiedziała i usiadła obok mnie.- Nie możesz się denerwować więc spokojnie.
- Proszę pani...co mi jest ?- zapytałam patrząc na nią strasznie przestraszona.
- Poczekajmy na lekarza. Zaraz powinien być...o już jest.- powiedziała patrząc na drzwi przez które wchodził mężczyzna w białym kitlu. Był w średnim wieku coś koło 50. Stanął nade mną i uśmiechnął się pokazując abym się uspokoiła.
- Dziękuje Alicjo. Zostaw nas samych. Muszę porozmawiać z naszą pacjentką. - powiedział do kobiety a tej zaraz nie było.
- A więc co mi jest ??- zapytałam patrząc na sylwetkę doktora który stał nade mną.
- Powiedź mi najpierw jak się czujesz?
- Jest w porządku. Nic mnie nie boli.
- To dobrze. Powiedź mi czy w ostatnim czasie wymiotowałaś albo coś takiego...kiedy ostatnio miałaś okres....
- Nie wiem. Nie, na pewno nie wymiotowałam. Okresu w sumie też dawno nie miałam.
- Powiem ci co ci dolega ale najpierw muszę wiedzieć czy mam komukolwiek o tym mówić.
- Niech najpierw pan powie co mi jest.
- Jesteś w ciąży moja droga.- powiedział doktor i spojrzał na mnie.- Gratuluje.
- Niech pan na razie o tym nikomu nie mówi.- powiedziałam szybko a potem zaczęłam przyglądać się ścianie.
- Jak sobie pani życzy.- powiedział i wstał.- Na razie dam pani odetchnąć. Najlepiej by było jakby pani się przespała. - dodał wychodząc. Zostawił mnie samą z tym wszystkim.  Co to ma być: film czy życie? Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie.
***
Godzina 4 rano, a co Ja robię? Leżę wygodnie w łóżku z milionem kabelków, kroplówką, co chwile otrzymując jakieś leki na uspokojenie. Los sobie ze mnie żartuje. To wszystko nie dzieję naprawdę, to wszystko mi się jedynie zdaje. Nikt mnie nie rozumiał. Nikt nie wiedział co przechodzę. Nikt nie wiedział jak mi jest cholernie ciężko. Czułam ból, niewyobrażalny ból gdzieś w okolicach brzucha. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiem czy to jawa czy sen...wydaje mi się że to pierwsze. Nie wiem co mi jest..czuje się w jak kiepskim amerykańskim dramacie....wszystko jest beznadziejne.
Minęły 3 godziny i dopiero wtedy byłam w stanie spokojnie zasnąć. Nie czułam już bólu..czułam się normalnie.
***
Była godzina 10. Od dwóch dni z nikim nie rozmawiałam. Wiedziałam że Robert, Kalina, Thomas, Marco i reszta są na korytarzu ale nie chciałam nikogo widzieć z nikim nie rozmawiać. Nie miałam i nie mam siły. Wiem że ich tym krzywdzę ale nie mam siły nikomu o niczym mówić. Nie mogę. Ta informacja jest zaskakująca i jeszcze do mnie nie doszła. Przez tyle lat myślałam że nie mogę mieć dzieci a teraz okazuję że jestem w ciąży, zagrożonej ale ciąży. Do sali wszedł lekarz tylko jemu jak na razie pozwoliłam wchodzić do sali a że byłam tam sama to nikt mi się nie sprzeciwiał.
- Pani Liliano...chciałem przekazać że wszyscy się o panią niepokoją zwłaszcza narzeczony który o mało nie przywalił mi w twarz. Czy mogę kogoś tu do pani wpuścić ?? Nie wiem siostrę, brata, przyjaciółkę ?? Kogokolwiek.- lekarz zapytał mnie a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Niech wejdzie.....Zuza i Kalina.- powiedziałam w końcu i przykryłam się bardziej koudrą.
- Dziękuje i już je zapraszam.- powiedział otwierając drzwi do mojej sali. Wzięłam mój telefon i w końcu go włączyłam. Od dwóch dni był wyłączony. Miałam 135 nieodebranych połączeń głównie od Roberta i Marco oraz 150 sms od prawie wszystkich typu "Co się ze mną dzieje" albo "Proszę odbierz w końcu...". Leżałam spokojnie i patrzyłam w ekran Iphona kiedy do sali weszły wskazane przeze mnie osoby.
- Liliana....- zaczęła Kalina urywając gdy zobaczyła wyraz mojej twarzy i te wszystkie kroplówko - kablo podobne.
- Część.- powiedziałam trochę nie pewnie odkładając telefon na szafkę stojącą obok łóżka.
- Lili co ci ?? Czemu się nie odzywasz...nie wpuszczasz do siebie nikogo..nie odbierasz...kazałaś lekarzom nic nie mówić...co ci ? - Zuza mówiła trochę narwanie ale na końcu ostatnie słowa mówiła ze spokojem i ze strachem jednocześnie.
- Jestem w ciąży...ale spróbujcie komukolwiek powiedzieć a przysięgam że się więcej do was nie odezwę.- powiedziałam patrząc na nie lodowatym wzrokiem.
- To źle że jesteś w ciąży ?? - zapytała Zuza.
- Nie źle ,tylko tyle lat żyłam w błędzie..sądziłam że nie mogę mieć dzieci, być szczęśliwa. Ja na to nie zasługuje. Na razie się zastanawiam co mam zrobić...zastanawiam się nad wszystkim. Dlatego nikogo do siebie nie wpuszczam. Po pierwsze nie mogę się denerwować a po drugie muszę wszystko przemyśleć.
- Ty wiesz jaką robiłaś nam i robisz im krzywdę teraz. Marco o mało co nie pobił lekarza. On nie wie co ma robić. Dzwoni, pisze, chce wejść tu siłą, od dwóch dni nie śpi. On cierpi bo nie może zobaczyć cię chodź na parę minut. Nawet przez tą pieprzoną szybę. Daj mu chodź pięć minut. Proszę.- Kalina mówiła do mnie błagalnym tonem prawie płakała a wraz z nią ja.
- Dobra. Ale wy będziecie musiały wyjść jeśli on ma tu przyjść. Nie mówcie nikomu na razie nic. Sama wszystkim powiem w odpowiednim czasie.- powiedziałam z uśmiechem łapiąc obie za rękę.
- Idziemy po niego. Wpadniemy do ciebie najwyżej później.- powiedziała Kalina i powędrowała w kierunku drzwi a za nią Zuza. Jeszcze za nim wyszły obie uśmiechnęły się do mnie szeroko na znak że wszystko będzie dobrze. Wyszły a ja zaczęłam wpatrywać się w ścianę. Nie wiedziałam czy dobrze robię. Miały racje z tym że go ranię ale po prostu nie chciałam robić czegoś czego będę żałowała. Usłyszałam otwierające się drzwi, Marco nie pewnie ale wszedł do pomieszczenia, nie zrywał ze mnie wzroku. 
- Cześć.- powiedziałam jako pierwsza trochę nie śmiało.
- Cześć.- powiedział zamykając drzwi i stając obok łóżka na którym leżałam.
- Jesteś zły ??- zapytałam patrząc na niego.
- Na co mam być zły ??
- Na mnie. Za to że cię nie wpuszczałam, nie odbierałam i tak dalej.
- Nie. Jakoś to przeżyję. Co ci jest kochanie ??- zapytał tym samym cudownym głosem. Kochałam to w nim.
- Marco....ja muszę ci coś powiedzieć....ale....nie teraz.
- Proszę...jeśli to ważne to powiedź.
- Nie dam rady.
- Masz raka ??- zapytał nagle.
- CO ??? Nie.
- No to co ci jest ??
- Nie mogę.
- Powiedź. Jesteś bardzo chora ??
- Nie. Nic mi nie jest, tak jakby.
- Kochanie na dobre i na złe. Pamiętaj...
- Marco....kurde....
- No powiedź co ci jest...
- Jesteś uparty....naprawdę uparty...
- Powiedź co ci jest do cholery!!
- Jestem w ciąży...
****
C.D.N
Rozdział trochę wcześniej niż zapowiadałam ale to dlatego że jestem chora i miałam wolny czas. Więc taki tam prezencik dla was. Oczywiście następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu :)
Ale proszę komentujcie bo mam wrażenie że pisze dla siebie.
:)
POZDRAWIAM I CAŁUJE <3



niedziela, 14 września 2014

Rozdział 55

Marze­nia to coś niewy­konal­ne­go i niemożli­wego do spełnienia. Wszys­tko in­ne to tyl­ko pragnienia.

Pamiętam że gdy byłam mała, to że miałam bogatych rodziców nie miało znaczenia. To że mój brat był jednym z najbardziej popularnych osób w szkole też za bardzo się nie liczyło. Zawsze byłam popychadłem aż do czasu gdy przywaliłam największemu łobuzowi w szkole który zawsze mi dokuczał. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Nie sądziłam że kiedyś wyjdę na prosta, to że dokuczano mi w szkole odgrywało ogromną rolę w moim życiu aż do teraz. Wtedy miałam 10 lat, teraz mam 25. Wszystko się zmieniło. Mam wspaniałego chłopaka, karierę ale tylko na rodzinie się zawiodłam. To pewnego czasu byłam naprawdę szczęśliwa ale teraz.....teraz też jestem ale nie cieszę się z tego tak bardzo jak wcześniej...Wszystko jest inaczej...naprawdę inaczej...
Zawsze gdy teraz otwieram oczy od razu po przebudzaniu widzę jego. Te blond grzywę. Te cudowne oczy, uśmiech..nawet wtedy kiedy śpi. To wszystko jest nie do uwierzenia. Przyjrzałam mu się bacznie. Spał. Odwróciłam się i położyłam na plecach. Spojrzałam w biały sufit. Położyłam dłonie na twarzy i wstałam. Od razu poczułam na sobie czyiś dotyk. Spojrzałam na prawo i zobaczyłam jak Marco trzyma mnie za rękę.
- Nie wstawaj jeszcze. Proszę.- powiedziałam kładąc mi rękę na brzuchu i odpychając do tyłu.
- Jest późno. Kochanie.- powiedziałam z uśmiechem, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Proszę.- powiedział całując mnie w czoło.
- Marco....
- Leż i się nie ruszaj bo przysięgam że się poświęcę i będę spał na kanapie.- powiedział trochę poważnym a trochę rozbawionym tonem.
- Jak sobie życzysz szantażysto.- powiedziałam kładąc głowę na jego torsie. Po raz pierwszy od dawna nie chciałam robić niż innego jak leżeć i patrzeć w jego oczy......
***
 - Staniemy do walki i wygramy ten mecz. Nie ważne że nie mamy sił, nie poddamy się. - powiedziałam stając między dziewczynami.Szum na trybunach lekko zakłócił wymówione przeze mnie słowa...ale zobaczyłam że coś się w nich pobudziło. W końcu poczułam porządnego kopa i wiedziałam że dam radę i wygram to co jest do wygrania, nie ważne...sama czy nie i tak wygramy ten mecz.
3:1 przegrywałyśmy w najważniejszym meczu Mistrzostw Świata z USA. Przyznam nie spisywałyśmy się jakoś szczególnie, ale nasze myśli nie miały teraz znaczenia. Te 80 tysięcy na trybunach działały nie wiem czy bardziej pesząco czy bardziej pozytywnie, ale że graliśmy u nas, na moim ukochanym stadionie nie mogłam sobie pozwolić na porażkę. Zważając na to że wszyscy najważniejsi ludzie na świecie zasiadając na strefie vip ' owskiej stadionu.
- Liliana dobrze mówi. Dziewczyny mamy 45 minut aby wygrać mecz i wiem że nam się to uda. Jak powiedział jeden człowiek...." Jeśli schodzisz na przerwę i przegrywasz 3:0 nie możesz wierzyć w cuda, musisz wierzyć w siebie."  - powiedziała jedna z moich koleżanek z drużyny.
Musiałyśmy to wygrać nie miałyśmy wyjścia. Nie wiem dlaczego ale to ja czułam się najbardziej obciążona tym wszystkim.
- Wszystkie piłki mają iść do przodu ale nie zapominajmy o defensywie. Nie kiwajmy na ślepo zróbmy to wtedy kiedy sądzimy że to będzie najlepsze. I pamiętajcie o tym że to w naszej drużynie jest Liliana a nie w USA. Wygramy to !! - trener próbował dodać nam otuchy ale mi dodał jeszcze więcej zmartwień. Nie lubiłam jak wszystko miało być na mojej głowie.
Drużyna Stanów Zjednoczonych stała już na swojej połowie czekając na nas i na sędziego. W tunelu było ciemno ale gdy tylko przeszłam próg uderzyła we mnie fala bieli. Większość miała koszulki Reprezentacji Niemiec co moim zdaniem było naprawdę fajne bo też miałam na sobie te koszulkę. To wszystko zawsze przysparzało ogromnych emocji. A że trybuny były pełne było jeszcze ciekawiej. Stając na swoim miejscu na boisku, spojrzałam w stronę trybuny vip ' ów. Dla mnie zawsze się wyróżniał. Ten uśmiech, te idealnie ułożone włosy. Spojrzałam na niego a on w tym samym czasie na mnie. Uśmiechnęła się trochę zakłopotana a on odwzajemnił ten uśmiech trochę odważniej. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam tyle twarzy na których rysowała się nadzieja.
Sędzia stanął na środku boiska, spojrzałam na nią. Była to blondynka na oko na pewno starsza ode mnie. Coś koło 30-35 lat, ale to nie było ważne. Jak na razie była sprawiedliwa. Spojrzałam na dziewczyny z mojej drużyny. Następnie zerknęłam na swoje buty i nogi. Poprawiłam kucyka który był całkiem wygodny i w ogóle mi nie przeszkadzał. Ostatni raz spojrzałam na piłkę a dalej ruszyłam przed siebie aby odebrać piłkę.
***
Wynik 4:3 był całkiem zadowalający zważając na to że był to finał a ja strzeliłam hart - tricka.
- Moja gwiazdeczka.- powiedziała Kalina podbiegając do mnie gdy schodziłam z boiska.
- Uwierz mi...przez najbliższy tydzień leże i nie wstaje z łóżka. Tyle co ja się dzisiaj nabiegałam.....przez miesiąc tyle nie latałam jak dzisiaj. - powiedziałam z uśmiechem przybijając piątkę kolejnej koleżance z drużyny.
- Nie było aż tak źle. Dobrze ci poszło.- Marco powiedział zachodząc mnie od tyłu i mocno przytulając.
- Jedyne na co teraz mam ochotę to pójść się położyć. Mogę ??- zapytałam z uśmiechem do swojego chłopaka.
- Ja też gram mecze kochanie.
- Wiem...ale proszę.
- A miałem już plany na wieczór.
- O matko.
- Nie to nie. Ja się prosić nie będę.
- Ogarnij się bo jak ci się odwinę to będziesz trzy dni bez muzyki tańczył.
- A podobno jesteś zmęczona.
- Reus przeginasz.
- Chciałem zabrać cię na romantyczną kolacje ale jak nie to nie.
- Okej. Ale muszę wrócić do domu i się przegrać.
- Czyli na coś jednak masz siłę kochanie.
- Jeśli zawieziesz mnie do domu i dasz jakieś 45 minut to mogę z tobą jechać wszędzie skarbie.
- Okej. To dawaj szybko.
***
Stałam przed szafą i zastanawiałam się w co się ubrać. W sukienkę czy może jednak spodnie.Patrzyłam na wszystkie swoje stroje i nie miałam żadnych pomysłów. Pomyślałam że najpierw wybiorę buty a potem to już pójdzie z górki i właśnie wtedy podeszłam do swojej najmniej ulubionej szafy, otworzyłam ją i moi oczom ukazała się sukienka którą dostałam od mamy na 18- kę. Nie byłam przekonana czy ją założyć ale ostatecznie, włożyłam ją na siebie. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się sama w siebie. Włosy zarzuciłam do tyłu, nie związywałam ich, stwierdziłam po tym jak same się układają że dzisiaj będzie lepiej zostawić je rozpuszczone. Patrząc na siebie w lustrze, po raz pierwszy od dawna nie czułam obrzydzenia. Idealna figura jak u modelki, płaski ładnie wyeksponowany brzuch, chude nogi które po raz pierwszy w życiu nazwałam ładnymi. Wszystko się zmieniło. Dogłębnie.
Dalej już było jak z górki. Szybko dobrałam ładne buty i odpowiednią torebkę. Dodałam do tego żakiet gdyż po chmurach które były na niebie można byłoby stwierdzić że będzie zimno.
Zeszła na dół. Gdy tylko postawiłam jedną nogę na posadzce w przedpokoju usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi z uśmiechem i od razu je otworzyłam. W drzwiach stał on. Miał na sobie ciemne dżinsy, białą koszulę i czarną marynarkę, do tego conversy. 
- Wow......wyglądasz przepięknie.- powiedział patrząc na mnie.
- Dziękuje. Ty też kochanie.- powiedziałam i złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Z każdą chwilą spędzoną z tobą zakochuje się w tobie od nowa. Z każdą sekundą jesteś piękniejsza. Po prostu nie wierze że zaraz będzie na zawsze razem. Nie mogę w to uwierzyć.- powiedział przerywając pocałunek ale nie wypuszczając mnie ze swych ramion.
- Ja.....nawet nie wiem co mam powiedzieć. Kocham cię blondasie.- powiedziałam i znowu go pocałowałam.
- Ruszajmy.- powiedział prowadząc mnie do swojego aston martina.
Nie wiem dokąd mnie prowadził. Nie wiem co to będzie za niespodzianka. A znając Marco wszystko może się zdarzyć. Jechaliśmy ulicami Dortmundu. Wyglądałam za okno i widziałam wieczór. Słońce pomału zachodziło za horyzont. Ludzi na ulicach było co raz mniej.
- Możesz mi powiedzieć dokąd mnie porywasz ??- zapytałam przyciszając lekko radio.
- To niespodzianka skarbie. Poczekaj jeszcze z 10 minut i będziemy na miejscu.- powiedział Marco przelotnie się do mnie uśmiechając.
- No dobrze.- powiedziałam i znowu zapadła cisza.
W końcu się zatrzymaliśmy. Marco wyszedł jako pierwszy tylko po to aby mi otworzyć drzwi. Otworzył a moim oczom ukazała się restauracja na szczucie trochę dużego pagórka. Złapałam go za rękę i poszliśmy na sam szczyt. Było dosyć dużo ludzi, gdy tylko przeszliśmy próg wszystkie oczy były pokierowane na nas.
- Marco Reus.- powiedział mój ukochany do miłej za wyglądu kelnerki.
- Stolik już czeka ,panie Reus.- powiedziała i poprowadziła nas na zewnątrz. Jak w środku było bardzo dużo ludzi tak na zewnątrz nie było ani jednej żywej duszy. Poprowadziła nas do stolika i się oddaliła. Spojrzałam w dół i zobaczyłam cudowny widok. 
 - Skąd ty znasz takie miejsca ??- zapytałam spoglądając na niego zaskoczona.
- To miejsce akurat pokazał mi Mats kochanie. Stwierdziłem że ci się spodoba i aby się tu wziąć.- powiedział Marco.
- Jest jak z bajki, z reszta jak każde które mi pokazujesz.- powiedziałam i spojrzałam jeszcze raz na magiczne jezioro w dole pagórka.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że jestem tu z tobą.- powiedział Reus i spojrzał do menu.
- Kiedy ostatni raz rozmawiałeś z Cornelią ??- zapytałam.
- Dawno. A co ??- powiedział zaskoczony moim pytaniem.
- Kiedy dawałam ci kosza zbliżyliście się do siebie. Myślałam że chociaż rozmawiacie czasami.- powiedziałam trochę zakłopotana.
- Odkąd dałem jej znacznie do zrozumienia że nie czuję nic do nikogo poza tobą i zostawiłem ją nie dzwoniła ani razu.- powiedział patrząc z lekką złością na mnie.
- Dobrze rozumiem. Przepraszam za pytanie.- powiedziałam trochę zdezorientowana jego reakcją.
Dalej między nami panowała cisza. Przez jakieś 30 minut jedliśmy kolację a potem sama postanowiłam się przejść nad brzeg jeziora. Chodź było widać że jest tam spora ilość krzaków i kamieni nie zrezygnowałam ze swoich planów. Lekkim marszem zeszłam na sam dół, stanęłam i patrzyłam na wodę. Był lekki wiatr, niebo było czarne, co jakiś czas dało się zauważyć jakieś gwiazdy no i oczywiście ogromny piękny księżyc który był w pełni.Usiadłam na jakimś kamieniu i
wpatrywałam się w niebo. Chmury pojawiały się i znikały, to było jak magia. Poczułam na sobie czyiś dotyk.
- Przepraszam.- słowo które usłyszałam było wymówione z taką delikatnością i szczerością że nie miałam siły się oprzeć.
- Nic się nie stało.- powiedziałam patrząc na niego.
- Naprawdę nie chciałem. Nawet nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Wybacz mi kochanie.
- Wybaczam i też przepraszam. Nie powinnam o to pytać.
- Zapomnijmy o tym.- powiedział i mnie pocałował.
- Skąd wiedziałeś ??
 - Ale o czym ??
- O tym że marzyłam o pocałunku w pełni księżyca.
- Nie wiedziałem, ale teraz już wiem.
- Kocham cię blondasie.- powiedziałam i pocałowałam go jeszcze raz.


C.D.N 

Następny rozdział ukaże się za 3 tygodnie <3
Przepraszam i dziękuje.
Skoro pod poprzedni rozdziałem było 7 kom. Za które strasznie dziękuje <3
10 kom. = następny rozdział trochę szybciej niż za 3 tygodnie ale musicie się postarać <3
POZDRAWIAM I CAŁUJE WSZYSTKICH GORĄCO <3

sobota, 6 września 2014

Info.

Rozdział będzie się ukazywał co 3 tygodnie w weekend. Ponieważ mam 2 blogi i każdy muszę w jakiś sposób ogarnąć postanowiłam że rozdział do każdego z nich będę wrzucała w takim odstępie. :) 
Przepraszam ale teraz zaczyna się liga, szkoła, treningi a ja że jestem fakt co fakt w drugiej gimnazjum to mam jeszcze dodatkowe rzeczy i tak dalej. Mam nadzieję że nie zapomnicie o mnie i o moim blogu. 
POZDRAWIAM I CAŁUJE <3