Layout by Raion

piątek, 26 września 2014

Rozdział 56

Im dłużej na coś cze­kasz, tym większa sa­tys­fak­cja z osiągnięcia up­ragnione­go celu.


Nie ma to jak być sama w domu. Marco wyjechał do Londynu na mecz. A ja zostałam sama. Przynajmniej wiem że mam czas żeby ogarnąć w domu. Trzeba poukładać w szafie, ogarnąć na pułkach. Niby mamy sprzątaczkę która ściera kurze i odkurza ale w sumie ja też mogę coś zrobić od czasu do czasu.
Wstałam rano i byłam sama a w ostatnim czasie przyzwyczaiłam się że ktoś koło mnie jest. Zrobiłam to co zawsze...umyłam się i uczesałam. Potem miałam długi dylemat w co się ubrać ale ostatecznie stwierdziłam że zwykłe czarne legginsy, biała bluzka i Air Force białe, wystarczają. Pierwsze co chciałam posprzątać to chyba garderobę. Tam jak zawsze największy bałagan a to za sprawą tego że korzystam z niej tylko ja. Oczywiście chodziło tylko o to aby poukładać wszystko na szafki ale ja jak to ja musiałam znaleźć albumy ze zdjęciami. Na połowie był Marco a na drugiej połowie ja. Powiem szczerze że nie sądziłam że to wszystko aż tak się potoczy. Nasza historia jest długa i można ją zaliczyć do komedii romantycznej albo po prostu dramatu bo to co ja odwalałam to jest naprawdę dramat.
Potem już było tylko kilka pokoi do ogarnięcia typu łazienka, kuchnia i salon. Najgorzej było na poddaszu. Och naprawdę strasznie. Tyle pudeł co u nas na strychu to jest po prostu.....nawet nie wiem jak to określić. No nie ważne. Wzięłam się za przenoszenie pudeł i tego typu rzeczy. Niektóre były naprawdę ciężkie. Gdy ponosiłam jedno..upadłam....a dalej widziałam tylko ciemność....
***
- Nie kocham cię. Nigdy nie kochałem i nigdy nie pokocham.- powiedział Reus stając przede mną.
- Co ty w ogóle mówisz ?? Jak możesz po tym wszystkim ??- powiedziałam mając łzy w oczach.
- Przejrzałem i gdy tak na ciebie patrzę to zastanawiam się jak mogłem kochać kogoś takiego jak ty ? Taką brzydką, grupą,chamską jędzę.- powiedział patrząc na mnie z uśmiechem. Za nim stała dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna.
- Jak możesz tak mówić ?? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Po tym jak stawał w twojej obronie. Jak wszystko było stratne....Mieliśmy być na zawsze razem ty pieprzony dupku....
- Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Mam nową dziewczynę a ty co najwyżej możesz być dziwką. Kiedyś nawet dobrze ci to wychodziło.
- Tylko na tyle cię stać ?? Byłam nazywana gorzej.
- Ciekawe jak ??
- Twoją dziewczyną debilu.
- Możesz zapomnieć o tym wszystkim.
- Ciekawe o czym....
- Teraz przynajmniej będę miał dziewczynę która urodzi mi dziecko....
- Więc to o to chodzi...dla twojej jasności jestem w ciąży. I dziecko nie będzie miało takiego ojca jak ty. Znajdę mu prawdziwą rodzinę i prawdziwego ojca. Z tego co wiem to chyba Thomas Muller jest chętny.
- Nie zrobisz tego!!
- Skąd wiesz....jestem zdolna do wszystkiego. I ty dobrze o tym wiesz.
- Jesteś za słaba.
- Ty nic o mnie nie wiesz. Nigdy nie wiedziałeś i nigdy nie będziesz wiedział. Możesz sobie pomachać tyłkiem przed swoją nową ukochaną.
- Ty o niczym nie wiesz...
- Masz racje nic nie wiem.
- No właśnie nie wiesz.
- Nienawidzę cię ty pieprzony blondasie.- krzyknęłam rzucając w niego wazonem. Za nim jeszcze machnęłam poczułam w biodrze straszny ból znikąd pojawiła się na nim krew. A ból był tak straszny..nie wiedziałam co się dzieje.
- Mówiłem że o niczym nie wiesz...Przykro mi Liliana.- powiedział i zaczął się oddalać. A ja leżałam na podłodze w kałuży krwi. Straciłam przytomność.
***
- Aaa!!- krzyknęłam i od razu otworzyłam oczy, usiadłam ale nie wiedziałam gdzie jestem i co się ze mną dzieje.
- Już spokojnie.- powiedziała kobieta w niebieskim kitlu. Stała koło mnie, położyła dłoń na mojej klatce piersiowej i odchyliła mnie do tyłu. Nie byłam w tym samym stroju co rano. Byłam w białej piżamie szpitalnej.
- Co się ze mną dzieje ??- zapytałam patrząc na nią.
- Zemdlałaś na strychu. Miałam ogromnego farta bo akurat wtedy twój przyjaciel przyszedł do ciebie do domu i cię znalazł jak leżałaś. Wezwał pogotowie.- powiedziała poprawiając kroplówkę.
- Jaki przyjaciel ?? - zapytałam zaskoczona.
- Robert Lewandowski. - powiedziała z uśmiechem.
- Jest tutaj ??- zapytałam od razu podnosząc głowę.
- Jest. Siedzi na korytarzu.- powiedziała i usiadła obok mnie.- Nie możesz się denerwować więc spokojnie.
- Proszę pani...co mi jest ?- zapytałam patrząc na nią strasznie przestraszona.
- Poczekajmy na lekarza. Zaraz powinien być...o już jest.- powiedziała patrząc na drzwi przez które wchodził mężczyzna w białym kitlu. Był w średnim wieku coś koło 50. Stanął nade mną i uśmiechnął się pokazując abym się uspokoiła.
- Dziękuje Alicjo. Zostaw nas samych. Muszę porozmawiać z naszą pacjentką. - powiedział do kobiety a tej zaraz nie było.
- A więc co mi jest ??- zapytałam patrząc na sylwetkę doktora który stał nade mną.
- Powiedź mi najpierw jak się czujesz?
- Jest w porządku. Nic mnie nie boli.
- To dobrze. Powiedź mi czy w ostatnim czasie wymiotowałaś albo coś takiego...kiedy ostatnio miałaś okres....
- Nie wiem. Nie, na pewno nie wymiotowałam. Okresu w sumie też dawno nie miałam.
- Powiem ci co ci dolega ale najpierw muszę wiedzieć czy mam komukolwiek o tym mówić.
- Niech najpierw pan powie co mi jest.
- Jesteś w ciąży moja droga.- powiedział doktor i spojrzał na mnie.- Gratuluje.
- Niech pan na razie o tym nikomu nie mówi.- powiedziałam szybko a potem zaczęłam przyglądać się ścianie.
- Jak sobie pani życzy.- powiedział i wstał.- Na razie dam pani odetchnąć. Najlepiej by było jakby pani się przespała. - dodał wychodząc. Zostawił mnie samą z tym wszystkim.  Co to ma być: film czy życie? Muszę to sobie wszystko poukładać w głowie.
***
Godzina 4 rano, a co Ja robię? Leżę wygodnie w łóżku z milionem kabelków, kroplówką, co chwile otrzymując jakieś leki na uspokojenie. Los sobie ze mnie żartuje. To wszystko nie dzieję naprawdę, to wszystko mi się jedynie zdaje. Nikt mnie nie rozumiał. Nikt nie wiedział co przechodzę. Nikt nie wiedział jak mi jest cholernie ciężko. Czułam ból, niewyobrażalny ból gdzieś w okolicach brzucha. Nie wiem co się ze mną dzieje. Nie wiem czy to jawa czy sen...wydaje mi się że to pierwsze. Nie wiem co mi jest..czuje się w jak kiepskim amerykańskim dramacie....wszystko jest beznadziejne.
Minęły 3 godziny i dopiero wtedy byłam w stanie spokojnie zasnąć. Nie czułam już bólu..czułam się normalnie.
***
Była godzina 10. Od dwóch dni z nikim nie rozmawiałam. Wiedziałam że Robert, Kalina, Thomas, Marco i reszta są na korytarzu ale nie chciałam nikogo widzieć z nikim nie rozmawiać. Nie miałam i nie mam siły. Wiem że ich tym krzywdzę ale nie mam siły nikomu o niczym mówić. Nie mogę. Ta informacja jest zaskakująca i jeszcze do mnie nie doszła. Przez tyle lat myślałam że nie mogę mieć dzieci a teraz okazuję że jestem w ciąży, zagrożonej ale ciąży. Do sali wszedł lekarz tylko jemu jak na razie pozwoliłam wchodzić do sali a że byłam tam sama to nikt mi się nie sprzeciwiał.
- Pani Liliano...chciałem przekazać że wszyscy się o panią niepokoją zwłaszcza narzeczony który o mało nie przywalił mi w twarz. Czy mogę kogoś tu do pani wpuścić ?? Nie wiem siostrę, brata, przyjaciółkę ?? Kogokolwiek.- lekarz zapytał mnie a ja nie wiedziałam co mam mu powiedzieć.
- Niech wejdzie.....Zuza i Kalina.- powiedziałam w końcu i przykryłam się bardziej koudrą.
- Dziękuje i już je zapraszam.- powiedział otwierając drzwi do mojej sali. Wzięłam mój telefon i w końcu go włączyłam. Od dwóch dni był wyłączony. Miałam 135 nieodebranych połączeń głównie od Roberta i Marco oraz 150 sms od prawie wszystkich typu "Co się ze mną dzieje" albo "Proszę odbierz w końcu...". Leżałam spokojnie i patrzyłam w ekran Iphona kiedy do sali weszły wskazane przeze mnie osoby.
- Liliana....- zaczęła Kalina urywając gdy zobaczyła wyraz mojej twarzy i te wszystkie kroplówko - kablo podobne.
- Część.- powiedziałam trochę nie pewnie odkładając telefon na szafkę stojącą obok łóżka.
- Lili co ci ?? Czemu się nie odzywasz...nie wpuszczasz do siebie nikogo..nie odbierasz...kazałaś lekarzom nic nie mówić...co ci ? - Zuza mówiła trochę narwanie ale na końcu ostatnie słowa mówiła ze spokojem i ze strachem jednocześnie.
- Jestem w ciąży...ale spróbujcie komukolwiek powiedzieć a przysięgam że się więcej do was nie odezwę.- powiedziałam patrząc na nie lodowatym wzrokiem.
- To źle że jesteś w ciąży ?? - zapytała Zuza.
- Nie źle ,tylko tyle lat żyłam w błędzie..sądziłam że nie mogę mieć dzieci, być szczęśliwa. Ja na to nie zasługuje. Na razie się zastanawiam co mam zrobić...zastanawiam się nad wszystkim. Dlatego nikogo do siebie nie wpuszczam. Po pierwsze nie mogę się denerwować a po drugie muszę wszystko przemyśleć.
- Ty wiesz jaką robiłaś nam i robisz im krzywdę teraz. Marco o mało co nie pobił lekarza. On nie wie co ma robić. Dzwoni, pisze, chce wejść tu siłą, od dwóch dni nie śpi. On cierpi bo nie może zobaczyć cię chodź na parę minut. Nawet przez tą pieprzoną szybę. Daj mu chodź pięć minut. Proszę.- Kalina mówiła do mnie błagalnym tonem prawie płakała a wraz z nią ja.
- Dobra. Ale wy będziecie musiały wyjść jeśli on ma tu przyjść. Nie mówcie nikomu na razie nic. Sama wszystkim powiem w odpowiednim czasie.- powiedziałam z uśmiechem łapiąc obie za rękę.
- Idziemy po niego. Wpadniemy do ciebie najwyżej później.- powiedziała Kalina i powędrowała w kierunku drzwi a za nią Zuza. Jeszcze za nim wyszły obie uśmiechnęły się do mnie szeroko na znak że wszystko będzie dobrze. Wyszły a ja zaczęłam wpatrywać się w ścianę. Nie wiedziałam czy dobrze robię. Miały racje z tym że go ranię ale po prostu nie chciałam robić czegoś czego będę żałowała. Usłyszałam otwierające się drzwi, Marco nie pewnie ale wszedł do pomieszczenia, nie zrywał ze mnie wzroku. 
- Cześć.- powiedziałam jako pierwsza trochę nie śmiało.
- Cześć.- powiedział zamykając drzwi i stając obok łóżka na którym leżałam.
- Jesteś zły ??- zapytałam patrząc na niego.
- Na co mam być zły ??
- Na mnie. Za to że cię nie wpuszczałam, nie odbierałam i tak dalej.
- Nie. Jakoś to przeżyję. Co ci jest kochanie ??- zapytał tym samym cudownym głosem. Kochałam to w nim.
- Marco....ja muszę ci coś powiedzieć....ale....nie teraz.
- Proszę...jeśli to ważne to powiedź.
- Nie dam rady.
- Masz raka ??- zapytał nagle.
- CO ??? Nie.
- No to co ci jest ??
- Nie mogę.
- Powiedź. Jesteś bardzo chora ??
- Nie. Nic mi nie jest, tak jakby.
- Kochanie na dobre i na złe. Pamiętaj...
- Marco....kurde....
- No powiedź co ci jest...
- Jesteś uparty....naprawdę uparty...
- Powiedź co ci jest do cholery!!
- Jestem w ciąży...
****
C.D.N
Rozdział trochę wcześniej niż zapowiadałam ale to dlatego że jestem chora i miałam wolny czas. Więc taki tam prezencik dla was. Oczywiście następny rozdział będzie w przyszłym tygodniu :)
Ale proszę komentujcie bo mam wrażenie że pisze dla siebie.
:)
POZDRAWIAM I CAŁUJE <3



3 komentarze:

  1. Jejejejejeje boże! Ale sie porobiło!
    Ogromnie mnie zastanawia jak zareaguje Marco na wieść o ciąży Lills...
    Zaskoczyłaś mnie totalnie!
    Rozdział jest genialny, no!
    Czekam z niecierpliwością na następny i serdecznie Cię pozdrawiam <3
    PS Ze względu że uwielbiam twojego bloga, nominowałam cię do Liebster Awards:
    http://milosc-jest-jak-kosmos-bezkonca.blogspot.com/
    ;)
    /Katerina

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak mogłaś zakończyć w takim momencie?!
    Rozdział jest cudowny. <3
    A Lili powinna się cieszyć że jest w ciąży.
    Rozumiem, że przeżywa to i tak dalej.
    Ale ciąża to nie choroba.
    Jestem bardzo ciekawa reakcji Marco. :)

    Czekam na nn i zapraszam do siebie. :**

    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń