Layout by Raion

niedziela, 14 września 2014

Rozdział 55

Marze­nia to coś niewy­konal­ne­go i niemożli­wego do spełnienia. Wszys­tko in­ne to tyl­ko pragnienia.

Pamiętam że gdy byłam mała, to że miałam bogatych rodziców nie miało znaczenia. To że mój brat był jednym z najbardziej popularnych osób w szkole też za bardzo się nie liczyło. Zawsze byłam popychadłem aż do czasu gdy przywaliłam największemu łobuzowi w szkole który zawsze mi dokuczał. Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Nie sądziłam że kiedyś wyjdę na prosta, to że dokuczano mi w szkole odgrywało ogromną rolę w moim życiu aż do teraz. Wtedy miałam 10 lat, teraz mam 25. Wszystko się zmieniło. Mam wspaniałego chłopaka, karierę ale tylko na rodzinie się zawiodłam. To pewnego czasu byłam naprawdę szczęśliwa ale teraz.....teraz też jestem ale nie cieszę się z tego tak bardzo jak wcześniej...Wszystko jest inaczej...naprawdę inaczej...
Zawsze gdy teraz otwieram oczy od razu po przebudzaniu widzę jego. Te blond grzywę. Te cudowne oczy, uśmiech..nawet wtedy kiedy śpi. To wszystko jest nie do uwierzenia. Przyjrzałam mu się bacznie. Spał. Odwróciłam się i położyłam na plecach. Spojrzałam w biały sufit. Położyłam dłonie na twarzy i wstałam. Od razu poczułam na sobie czyiś dotyk. Spojrzałam na prawo i zobaczyłam jak Marco trzyma mnie za rękę.
- Nie wstawaj jeszcze. Proszę.- powiedziałam kładąc mi rękę na brzuchu i odpychając do tyłu.
- Jest późno. Kochanie.- powiedziałam z uśmiechem, kładąc rękę na jego ramieniu.
- Proszę.- powiedział całując mnie w czoło.
- Marco....
- Leż i się nie ruszaj bo przysięgam że się poświęcę i będę spał na kanapie.- powiedział trochę poważnym a trochę rozbawionym tonem.
- Jak sobie życzysz szantażysto.- powiedziałam kładąc głowę na jego torsie. Po raz pierwszy od dawna nie chciałam robić niż innego jak leżeć i patrzeć w jego oczy......
***
 - Staniemy do walki i wygramy ten mecz. Nie ważne że nie mamy sił, nie poddamy się. - powiedziałam stając między dziewczynami.Szum na trybunach lekko zakłócił wymówione przeze mnie słowa...ale zobaczyłam że coś się w nich pobudziło. W końcu poczułam porządnego kopa i wiedziałam że dam radę i wygram to co jest do wygrania, nie ważne...sama czy nie i tak wygramy ten mecz.
3:1 przegrywałyśmy w najważniejszym meczu Mistrzostw Świata z USA. Przyznam nie spisywałyśmy się jakoś szczególnie, ale nasze myśli nie miały teraz znaczenia. Te 80 tysięcy na trybunach działały nie wiem czy bardziej pesząco czy bardziej pozytywnie, ale że graliśmy u nas, na moim ukochanym stadionie nie mogłam sobie pozwolić na porażkę. Zważając na to że wszyscy najważniejsi ludzie na świecie zasiadając na strefie vip ' owskiej stadionu.
- Liliana dobrze mówi. Dziewczyny mamy 45 minut aby wygrać mecz i wiem że nam się to uda. Jak powiedział jeden człowiek...." Jeśli schodzisz na przerwę i przegrywasz 3:0 nie możesz wierzyć w cuda, musisz wierzyć w siebie."  - powiedziała jedna z moich koleżanek z drużyny.
Musiałyśmy to wygrać nie miałyśmy wyjścia. Nie wiem dlaczego ale to ja czułam się najbardziej obciążona tym wszystkim.
- Wszystkie piłki mają iść do przodu ale nie zapominajmy o defensywie. Nie kiwajmy na ślepo zróbmy to wtedy kiedy sądzimy że to będzie najlepsze. I pamiętajcie o tym że to w naszej drużynie jest Liliana a nie w USA. Wygramy to !! - trener próbował dodać nam otuchy ale mi dodał jeszcze więcej zmartwień. Nie lubiłam jak wszystko miało być na mojej głowie.
Drużyna Stanów Zjednoczonych stała już na swojej połowie czekając na nas i na sędziego. W tunelu było ciemno ale gdy tylko przeszłam próg uderzyła we mnie fala bieli. Większość miała koszulki Reprezentacji Niemiec co moim zdaniem było naprawdę fajne bo też miałam na sobie te koszulkę. To wszystko zawsze przysparzało ogromnych emocji. A że trybuny były pełne było jeszcze ciekawiej. Stając na swoim miejscu na boisku, spojrzałam w stronę trybuny vip ' ów. Dla mnie zawsze się wyróżniał. Ten uśmiech, te idealnie ułożone włosy. Spojrzałam na niego a on w tym samym czasie na mnie. Uśmiechnęła się trochę zakłopotana a on odwzajemnił ten uśmiech trochę odważniej. Rozejrzałam się po trybunach i zobaczyłam tyle twarzy na których rysowała się nadzieja.
Sędzia stanął na środku boiska, spojrzałam na nią. Była to blondynka na oko na pewno starsza ode mnie. Coś koło 30-35 lat, ale to nie było ważne. Jak na razie była sprawiedliwa. Spojrzałam na dziewczyny z mojej drużyny. Następnie zerknęłam na swoje buty i nogi. Poprawiłam kucyka który był całkiem wygodny i w ogóle mi nie przeszkadzał. Ostatni raz spojrzałam na piłkę a dalej ruszyłam przed siebie aby odebrać piłkę.
***
Wynik 4:3 był całkiem zadowalający zważając na to że był to finał a ja strzeliłam hart - tricka.
- Moja gwiazdeczka.- powiedziała Kalina podbiegając do mnie gdy schodziłam z boiska.
- Uwierz mi...przez najbliższy tydzień leże i nie wstaje z łóżka. Tyle co ja się dzisiaj nabiegałam.....przez miesiąc tyle nie latałam jak dzisiaj. - powiedziałam z uśmiechem przybijając piątkę kolejnej koleżance z drużyny.
- Nie było aż tak źle. Dobrze ci poszło.- Marco powiedział zachodząc mnie od tyłu i mocno przytulając.
- Jedyne na co teraz mam ochotę to pójść się położyć. Mogę ??- zapytałam z uśmiechem do swojego chłopaka.
- Ja też gram mecze kochanie.
- Wiem...ale proszę.
- A miałem już plany na wieczór.
- O matko.
- Nie to nie. Ja się prosić nie będę.
- Ogarnij się bo jak ci się odwinę to będziesz trzy dni bez muzyki tańczył.
- A podobno jesteś zmęczona.
- Reus przeginasz.
- Chciałem zabrać cię na romantyczną kolacje ale jak nie to nie.
- Okej. Ale muszę wrócić do domu i się przegrać.
- Czyli na coś jednak masz siłę kochanie.
- Jeśli zawieziesz mnie do domu i dasz jakieś 45 minut to mogę z tobą jechać wszędzie skarbie.
- Okej. To dawaj szybko.
***
Stałam przed szafą i zastanawiałam się w co się ubrać. W sukienkę czy może jednak spodnie.Patrzyłam na wszystkie swoje stroje i nie miałam żadnych pomysłów. Pomyślałam że najpierw wybiorę buty a potem to już pójdzie z górki i właśnie wtedy podeszłam do swojej najmniej ulubionej szafy, otworzyłam ją i moi oczom ukazała się sukienka którą dostałam od mamy na 18- kę. Nie byłam przekonana czy ją założyć ale ostatecznie, włożyłam ją na siebie. Stanęłam przed lustrem i wpatrywałam się sama w siebie. Włosy zarzuciłam do tyłu, nie związywałam ich, stwierdziłam po tym jak same się układają że dzisiaj będzie lepiej zostawić je rozpuszczone. Patrząc na siebie w lustrze, po raz pierwszy od dawna nie czułam obrzydzenia. Idealna figura jak u modelki, płaski ładnie wyeksponowany brzuch, chude nogi które po raz pierwszy w życiu nazwałam ładnymi. Wszystko się zmieniło. Dogłębnie.
Dalej już było jak z górki. Szybko dobrałam ładne buty i odpowiednią torebkę. Dodałam do tego żakiet gdyż po chmurach które były na niebie można byłoby stwierdzić że będzie zimno.
Zeszła na dół. Gdy tylko postawiłam jedną nogę na posadzce w przedpokoju usłyszałam dzwonek do drzwi. Podeszłam do drzwi z uśmiechem i od razu je otworzyłam. W drzwiach stał on. Miał na sobie ciemne dżinsy, białą koszulę i czarną marynarkę, do tego conversy. 
- Wow......wyglądasz przepięknie.- powiedział patrząc na mnie.
- Dziękuje. Ty też kochanie.- powiedziałam i złożyłam na jego ustach pocałunek.
- Z każdą chwilą spędzoną z tobą zakochuje się w tobie od nowa. Z każdą sekundą jesteś piękniejsza. Po prostu nie wierze że zaraz będzie na zawsze razem. Nie mogę w to uwierzyć.- powiedział przerywając pocałunek ale nie wypuszczając mnie ze swych ramion.
- Ja.....nawet nie wiem co mam powiedzieć. Kocham cię blondasie.- powiedziałam i znowu go pocałowałam.
- Ruszajmy.- powiedział prowadząc mnie do swojego aston martina.
Nie wiem dokąd mnie prowadził. Nie wiem co to będzie za niespodzianka. A znając Marco wszystko może się zdarzyć. Jechaliśmy ulicami Dortmundu. Wyglądałam za okno i widziałam wieczór. Słońce pomału zachodziło za horyzont. Ludzi na ulicach było co raz mniej.
- Możesz mi powiedzieć dokąd mnie porywasz ??- zapytałam przyciszając lekko radio.
- To niespodzianka skarbie. Poczekaj jeszcze z 10 minut i będziemy na miejscu.- powiedział Marco przelotnie się do mnie uśmiechając.
- No dobrze.- powiedziałam i znowu zapadła cisza.
W końcu się zatrzymaliśmy. Marco wyszedł jako pierwszy tylko po to aby mi otworzyć drzwi. Otworzył a moim oczom ukazała się restauracja na szczucie trochę dużego pagórka. Złapałam go za rękę i poszliśmy na sam szczyt. Było dosyć dużo ludzi, gdy tylko przeszliśmy próg wszystkie oczy były pokierowane na nas.
- Marco Reus.- powiedział mój ukochany do miłej za wyglądu kelnerki.
- Stolik już czeka ,panie Reus.- powiedziała i poprowadziła nas na zewnątrz. Jak w środku było bardzo dużo ludzi tak na zewnątrz nie było ani jednej żywej duszy. Poprowadziła nas do stolika i się oddaliła. Spojrzałam w dół i zobaczyłam cudowny widok. 
 - Skąd ty znasz takie miejsca ??- zapytałam spoglądając na niego zaskoczona.
- To miejsce akurat pokazał mi Mats kochanie. Stwierdziłem że ci się spodoba i aby się tu wziąć.- powiedział Marco.
- Jest jak z bajki, z reszta jak każde które mi pokazujesz.- powiedziałam i spojrzałam jeszcze raz na magiczne jezioro w dole pagórka.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę że jestem tu z tobą.- powiedział Reus i spojrzał do menu.
- Kiedy ostatni raz rozmawiałeś z Cornelią ??- zapytałam.
- Dawno. A co ??- powiedział zaskoczony moim pytaniem.
- Kiedy dawałam ci kosza zbliżyliście się do siebie. Myślałam że chociaż rozmawiacie czasami.- powiedziałam trochę zakłopotana.
- Odkąd dałem jej znacznie do zrozumienia że nie czuję nic do nikogo poza tobą i zostawiłem ją nie dzwoniła ani razu.- powiedział patrząc z lekką złością na mnie.
- Dobrze rozumiem. Przepraszam za pytanie.- powiedziałam trochę zdezorientowana jego reakcją.
Dalej między nami panowała cisza. Przez jakieś 30 minut jedliśmy kolację a potem sama postanowiłam się przejść nad brzeg jeziora. Chodź było widać że jest tam spora ilość krzaków i kamieni nie zrezygnowałam ze swoich planów. Lekkim marszem zeszłam na sam dół, stanęłam i patrzyłam na wodę. Był lekki wiatr, niebo było czarne, co jakiś czas dało się zauważyć jakieś gwiazdy no i oczywiście ogromny piękny księżyc który był w pełni.Usiadłam na jakimś kamieniu i
wpatrywałam się w niebo. Chmury pojawiały się i znikały, to było jak magia. Poczułam na sobie czyiś dotyk.
- Przepraszam.- słowo które usłyszałam było wymówione z taką delikatnością i szczerością że nie miałam siły się oprzeć.
- Nic się nie stało.- powiedziałam patrząc na niego.
- Naprawdę nie chciałem. Nawet nie wiem dlaczego tak zareagowałem. Wybacz mi kochanie.
- Wybaczam i też przepraszam. Nie powinnam o to pytać.
- Zapomnijmy o tym.- powiedział i mnie pocałował.
- Skąd wiedziałeś ??
 - Ale o czym ??
- O tym że marzyłam o pocałunku w pełni księżyca.
- Nie wiedziałem, ale teraz już wiem.
- Kocham cię blondasie.- powiedziałam i pocałowałam go jeszcze raz.


C.D.N 

Następny rozdział ukaże się za 3 tygodnie <3
Przepraszam i dziękuje.
Skoro pod poprzedni rozdziałem było 7 kom. Za które strasznie dziękuje <3
10 kom. = następny rozdział trochę szybciej niż za 3 tygodnie ale musicie się postarać <3
POZDRAWIAM I CAŁUJE WSZYSTKICH GORĄCO <3

2 komentarze:

  1. jak byś tylko używała mniej słowa kochanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny rozdział.
    Genialny mecz .
    Marco romantyk.
    Czekam na kolejny rozdział i zapraszam do siebie
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń